Jak długą i ciekawą drogę w ciągu roku pokonał Lech, świadczą wypowiedzi jego trenera. Kiedy mistrz Polski zaczął sezon od haniebnych porażek na własnym stadionie ze słabeuszami, John van den Brom na siłę szukał jakichkolwiek pozytywów. Wyrażał satysfakcję z tego, że drużyna podjęła walkę, starała się. Po niedzielnym remisie w Lubinie okazał natomiast dezaprobatę dla gry podopiecznych w pierwszej połowie. Sugerował nawet, że czerwona kartka przydała się, bo ich obudziła. Sygnał jest oczywisty: od Kolejorza wymaga się więcej niż kiedyś. Nie dotyczy to tylko bramkarza.
Po meczu z Zagłębiem mieliśmy mieszane uczucia. To prawda, że w pierwszej połowie Lech zawiódł. Wygrałby i tak, gdyby nie indywidualne błędy, na które piłkarze tak mocnej ekipy nie mają prawa sobie pozwalać. Bednarek potrafi bronić w sytuacjach bardzo trudnych, ma dobry refleks i doświadczenie. Niestety, co jakiś czas, ostatnio nawet często, przytrafiają mu się juniorskie błędy. Spowoduje karnego, nie ruszy się do dośrodkowania, „wypluje” strzał oddany z dużej odległości… Pół biedy, gdy nie wpływa to na wynik. Czasami niestety, jak ostatnio, powoduje stratę punktów.
Nikt nie znajduje odpowiedzi na pytanie, dlaczego Lecha stać na obsadzenie klasowymi zawodnikami wszystkich pozycji, tylko nie bramkarza. Niektórzy mówią nawet o klątwie, ale raczej wynika to z błędów. Nie bramkarskich, ale w budowaniu drużyny. Rudko już na zawsze pozostanie symbolem beznadziejnych decyzji dyrektora sportowego lub jego przełożonego. Latem do Poznania wrócił Mrozek, na którego możliwościach nikt tu się nie poznał, więc musiał pokazać je w innym klubie. Lech tracił podwójnie, bo świetnie broniący Bartek pozbawiał go punktów, a potem musiał odzyskiwać zawodnika, w którym nie widział przyszłości.
W Lechu panuje dziwne przekonanie, że nie ma co tracić kasy na bramkarzy, oni nie są najważniejsi. Ciekawe, że w klubie potrafili się poznać na klasie Hoticia, Blazicia, Anderssona, sprowadzić ich do Poznania, natomiast bramkarzami nikt tu nie zaprząta sobie głowy. Dziś mamy sytuację patową. Bednarek niepewnie broni od początku sezonu, musi poszukać formy choćby z czasu, gdy zastąpił Rudkę. Jednak nie usiądzie na ławce, nie ustąpi miejsca Mrozkowi, bo oznaczałoby to przyznanie się do błędu i okazanie zawodnikowi braku zaufania. Nie wiemy, jakie decyzje podejmie trener, ale chyba nie ma wątpliwości, że Filip Bednarek to człowiek rozsądny. Nie obrazi się, gdy go zluzuje zdolny młokos, na dłużej lub na krócej.
Punkty w niedzielę przepadły, ale Lech przekonał, że nawet w meczu, gdy gra jak na siebie słabo, na uwolnienie czekają możliwości zapewniające odwrócenie sytuacji pozornie bez wyjścia. Nie każdą drużynę byłoby stać na doścignięcie zdeterminowanego i grającego w liczebnej przewadze Zagłębia, grającego przy rekordzie frekwencji na trybunach. Udało się zremisować, a niewiele brakowało, by Blazić zdobył nie jednego, ale dwa gole. Gospodarzy uratował 19-letni bramkarz wyszkolony we własnej akademii. To kolejna podpowiedź dla Lecha, który musi przewartościować swój stosunek do tej pozycji. Jeśli traci punkty, to równie często za sprawą świetnie grającego bramkarza przeciwnika, jak fatalnej postawy własnego.