Lech zdecydowanie przedwcześnie zakończył europejską przygodę. Zrobił to w okropnym stylu, nawiązując do najgorszych wspomnień kibiców. Sfrustrowanie fanów, często dosadnie okazujących to w mediach społecznościowych, z pewnością dotyczy też piłkarzy mogących mieć kłopoty, by w najbliższych meczach wrócić na właściwą ścieżkę, sztabu i decydentów, którzy tego lata byli wyjątkowo chwaleni za swoją postawę i mogą nabrać wątpliwości, czy warto było inwestować, jednak w obecnej sytuacji największym problemem mogą okazać się długofalowe konsekwencje gry tylko na polskim podwórku.
Niepozornie kluczowym czynnikiem tego dwumeczu była końcówka spotkania przy Bułgarskiej. Lechici mieli przed sobą wolny weekend, więc nie musieli specjalnie oszczędzać sił, ale nie potrafili dążyć po kolejne bramki, a dodatkowo w końcówce rywale pokonali Filipa Bednarka, co dało im wiarę w potencjalny awans. Komplet publiczności na stadionie w Trnawie dodawał otuchy swoim zawodnikom do twardej, nieustępliwej gry, zupełnie innej niż tydzień wcześniej. Kompletnie nieprzygotowani na to byli podopieczni Johna van den Brom,a sprawiający wrażenie oczekujących tylko dopełnienia formalności, podobnie jak w Kownie. Wyglądali na słabszych fizycznie, bez werwy do walki i pomysłu na mecz.
Gdy indywidualności przestały mieć takie duże znaczenie, zaczęła się katastrofa. Fatalne zachowanie defensywy wyszło przy każdej z 3 bramek. Wiele miejsca do oddania strzału wykorzustał Kelvin Ofori, w drugiej części ten sam gracz ośmieszył obronę i wystawił piłkę przed bramkę, tak że wystarczyło tylko umieścić ją w bramce. Przy decydującym trafieniu sam sobie pozostawiony został Lukas Stetina, oddał strzał życia i pogrążył Kolejorza. Nieporadność ofensywna wystarczyła tylko na świetny strzał Kristoffera Velde, będącego jednym z nielicznych, którzy nie mogą mieć do siebie pretensji. Największym meczowym pozytywem było zachowanie licznie zgromadzonych kibiców z Poznania. Zamiast tradycyjnych wulgaryzmów, skierowali w stronę piłkarzy słowa wsparcia.
Dla niedzielnego widza to tylko wstydliwa porażka nie powodująca większych konsekwencji, jednak mając w pamięci poprzedni sezon, jest zupełnie inaczej. Za sam awans do fazy grupowej klub inkasuje około 3 miliony euro, a kwota za osiągnięcia minionego sezonu liczy niespełna 8 milionów europejskiej waluty. Kluczowe w filozofii klubu jest promowanie i sprzedaż wychowanków. Wysoka suma za Michała Skórasia wynika z jego popisów w meczach z Villarealem czy Fiorentiną, a gra w Ekstraklasie dla kupującego mogła być tylko dodatkiem. Nie jest tajemnicą nadchodzące odejścia Filipa Marchwińskiego, ale przez tą przegraną kwota prawdopodobnie będzie niższa niż zakładano. Zarząd zainwestował pieniądze na transfery z myślą o 3 frontach, obecnie pozostały tylko 2, więc nikogo nie będzie mogło zdziwić odejście któregoś z czołowych graczy.
Poza aspektem finansowym, Lech traci międzynarodową renomę i rozpoznawalność, jaką zyskał przed rokiem. Krótkie klipy na oficjalnych kanałach rozgrywek zobaczyło wiele tysięcy osób, przed pojedynkami z Żalgirisem i Spartakiem lokalnie panowało przekonanie o drużynie z innego, lepszego świata, a kibice innych klubów nie raz po losowaniach cieszyli się z uniknięcia pojedynku z Kolejorzem.
Gdy Lech przystąpi do następnej edycji, znów będzie musiał drżeć o rozstawienie, ponieważ dokładnie tyle, co zdobył, odpadnie po tym sezonie. Ostatnia zdobycz dała dużą szansę na 2 koszyk w rozdzielaniu grup, więc zdobywanie kolejnych punktów i gra na wiosnę byłaby bardzo realna. Bardzo istotny jest też ranking krajowy, gdzie Polska nie plasuje się wysoko, jednak Raków na pewno zagra przynajmniej do grudnia, Legia walczy w play – offach. Potencjalnie cała trójka grająca z dobrym skutkiem mogłaby spowodować szybki skok, dzięki temu nie trzeba byłoby przedzierać się przez tyle rund kwalifikacyjnych, a nawet mieć możliwość startu 2 drużyn w eliminacjach Ligi Mistrzów.
W horrorze zazwyczaj ciężko doszukać się elementów humorystycznych. Podobnie jak po wczorajszym dramatycznym pożegnaniu się z Europą, ciężko znaleźć jakiekolwiek pozytywy, jednak sezon jeszcze jest długi, więc można to naprawić dobrym sezonem w Polsce. Obecnie pozostała gra tylko raz w tygodniu i okazjonalnie w Pucharze, w związku z tym będzie zdecydowanie więcej czasu na trening. Nie ma już taryfy ulgowej, jak w zeszłym sezonie, kiedy 3 miejsce i ćwierćfinał Ligi Konferencji zostało przyjęte jako niezły rezultat. Obowiązkiem musi być mistrzostwo i przynajmniej finał na Narodowym, a najlepiej odczarowanie tego przeklętego obiektu. Przez totalne rozczarowanie obecny projekt mógłby nie mieć sensu kontynuacji i możliwe, że byłoby trzeba zaczynać praktycznie od nowa.
Mikołaj Duda