Wszystkiego się można było spodziewać, ale nie tego, że Lech straci na Słowacji trzy gole i sromotnie przegra ze znacznie niżej notowanym Spartakiem. Gospodarze, stosujący prostą piłkę, bezlitośnie wykorzystali słabości Lecha, a było ich mnóstwo.
Zaczęło się obiecująco dla poznaniaków od kontrolowania meczu, długiego utrzymywania się przy piłce. Z czasem zaczęły się mnożyć błędy w rozegraniu i proste straty, w czym celował zawłaszcza dramatycznie słaby Andersson. Słowacy przekonali się, że takiego Lecha można ograć. Stosowali błyskawiczne kontrataki i przerzuty na wolne pole. Po jednym z nich Ghańczyk Ofori przejął piłkę i precyzyjnie uderzył w róg bramki. To była zapowiedź późniejszych, jeszcze gorszych wydarzeń.

Ledwo zaczęła się druga połowa, a Spartak prowadził już 2:0, dziecinnie łatwo rozmontowując obronę gości. Lecha zaczął atakować jeszcze energiczniej, ale chaotycznie. Nadzieje przywrócił Velde, strzelając pięknego gola z dystansu. Cóż z tego, skoro Spartak odpowiedział jeszcze piękniejszym golem z przewrotki zdobytym przez Erka Daniela, byłego gracza Zagłębia Lubin. Lech nie miał innego wyjścia, musiał ruszyć do szturmu, ale czynił to tak, że Słowacy nie mieli problemów z rozbijaniem chaotycznych ataków. Mecz na końcu zrobił się bardzo nerwowy, mnożyły się faule, przerwy w grze, co bardziej odpowiadało gospodarzom. Lech w tym sezonie nie powtórzy pięknej, europejskiej przygody.
Józef Djaczenko (Trnawa)