Kłopoty z równowagą

Dariusz Żuraw przeobraził Lecha. Z drużyny, której toporne, żałosne poczynania oglądało się pod przymusem, z bólem zębów i złością, zrobił zespół ofensywny, cieszący się grą, atakujący z polotem. Nie jest jednak trenerem, którego należy tylko chwalić. Niektóre jego decyzje nie świadczą najlepiej o trafności wyborów, o ocenie gry podopiecznych.

Joao Amaral to jeden z najlepiej technicznie wyszkolonych piłkarzy z w polskiej lidze. Miewa słabsze momenty, jak każdy. Pod tym względem niczym nie odbiega od kolegów z drużyny. Potrafi jednak tyle, że nie tylko można, ale trzeba mu zaufać. Jednym błyskotliwym zagraniem potrafi zadecydować o meczowych punktach. Wydaje się niepojęte, że trener, któremu zależy – a przede wszystkim powinno zależeć – na wynikach swej drużyny, zostawia takiego gracza na ławce. I to nie w jednym meczu, lecz w kilku kolejnych.

Jeszcze bardziej niepojęte jest, że trener nie wykorzystuje każdej możliwości, by przechylić szalę zwycięstwa na korzyść swej drużyny. Przeciwnik prowadzi, do końca pozostaje niewiele minut, koniecznie trzeba strzelić bramkę. I co w takim momencie robi trener Dariusz Żuraw? Ogrywa młodzież. Na boisko wpuszcza 17-letniego Jakuba Kamińskiego, który jest zdolnym skrzydłowym, ma szanse zostać wielkim piłkarzem, ale na obecnym etapie możliwości ma ograniczone. Zostawia na ławce Amarala, jakby nie wiedział, że jeśli nawet nie jest on w szczytowej formie, to stać go na przysłowiowy błysk geniuszu.

Dziennikarze podpytywali, dlaczego nie korzysta z usług Amarala. Sugerowali, że trener osłabia drużynę kierując się…  nie wiadomo czym. Odpowiedź brzmiała: na boisku był Jevtić, więc dla Portugalczyka, grającego na tej samej pozycji, brakowało miejsca. To dziwne tłumaczenie, przecież każdy polski trener byłby przeszczęśliwy mając do dyspozycji dwie takie gwiazdy, bez problemu znalazłby miejsce w drużynie dla obu.

Zresztą ostatnio trener zadaje kłam własnym słowom. Wystawia i Amarala, i Jevticia. Ten pierwszy gra z boku boiska. I radzi sobie pierwszorzędnie. W sobotę Joao był czołową postacią swego zespołu. Dlaczego więc zszedł z boiska? Trener tłumaczył, że obaj skrzydłowi, Amaral i Puchacz, byli już zmęczeni, więc niezbędna była świeża krew. Jak na ironię, pierwszy miał zejść z boiska Amaral. Wielkie szczęście, że chwilę jeszcze został i mógł strzelić pięknego gola. Kto wie, czy nie wygrał drużynie meczu. W spotkaniu z Koroną Lech też się męczył, grał coraz bardziej nerwowo, bramki strzelić nie zdążył.

Tuż po uzyskaniu prowadzenia trener zmianę wstrzymał. Amaral grał dalej. Jóźwiak został na ławce na kilka minut. Potem zastąpił Puchacza. Jak z tego wynika, trener chciał wymienić skrzydłowych, ale było mu obojętnie, którego najpierw. Byle liczba zawodników się zgadzała…Oby to zdarzenie dało trenerowi do myślenia. Jedną zmianą można uratować wynik meczu, ale można też pozbawić się punktów.

Dariusz Żuraw nie słynie ze wstrzemięźliwości w posyłaniu na boisko młodych piłkarzy. Żaden inny trener nie był sprawcą tak dużej liczby debiutów w ekstraklasie. Być może przyczynił się do tego, że Lech na transferach zarobi miliony. Ostatnio postępuje tak, jakby przemyślał swoją postawę. W sobotę w wyjściowym składzie znalazł miejsce tylko dla jednego młodzieżowca. Potem zagrało jeszcze trzech. I to nie była zła decyzja. Pierwszego, najważniejszego gola wywalczyli zawodnicy doświadczeni. Drugi to efekt fantazji Lechowej młodzieży. Mamy więc równowagę. I właśnie o nią trzeba u trenera apelować.

Udostępnij:

Podobne

Tydzień na szóstkę

Na przerwę reprezentacyjną Lechici udali się w szampańskich nastrojach. W najważniejszym momencie przyszła znaczna zwyżka formy, świadczy o tym efektowne odprawienie Djurgarden na ich terenie