Na bramkarzach w Lechu się nie znają, ale co jakiś czas wysyłają w świat dobrego skrzydłowego. Gdy siłą napędową ofensywy był Kamil Jóźwiak, Michał Skóraś dopiero ocierał się o pierwszy skład. W przeciwieństwie do Jakuba Kamińskiego, nie wszedł do zespołu przebojem. Długo wydawało się, że nie osiągnie więcej niż przeciętny poziom ligowy, aż jego talent eksplodował. Teraz to on napędza atak Kolejorza, trudno wyobrazić sobie drużynę bez niego. Efekt – powołanie do reprezentacji, podpisanie nowego kontraktu.
W lutym skończył 22 lata. Pochodzi z Jastrzębia Zdrój, z Lechem związał się przed siedmiu laty. Pokonywał kolejne szczeble piłkarskiego rozwoju, wzorem innych wychowanków doświadczenie w dorosłej piłce łapał w rezerwach i na wypożyczeniu. W Rakowie Marek Papszun od czasu do czasu dawał mu szansę gry, zdobył w lidze bramkę grając jako wahadłowy. Po powrocie do Lecha łapał się czasami w pierwszym składzie, nie zdarzało mu się jednak błysnąć. Wprost przeciwnie, jego nietrafne wybory i zawahania w decydujących momentach budziły krytykę.
Jest typem piłkarza rozwijającego się powoli. Cechowało to też Jakuba Modera, długo czekającego na miejsce w podstawowym składzie, ale kiedy już się w nim pokazał, został gwiazdą Kolejorza, ustanowił transferowy rekord. Nic nie zapowiadało, by „Skóra” miał pójść w ślady Jóźwiaka i Kamińskiego. Dziś jest często porównywany do tego drugiego. Stało się to, co nie wydawało się możliwe: gdy jest na boisku, mało kto żałuje odejścia „Kamyka” do Bundesligi. Imponuje mocnym i celnym strzałem z dystansu, dynamiką. Coraz lepiej rozumie się z Ishakiem.
Jego wartość liczona w milionach euro rośnie. Na portalu transfermarkt.de ciągle figuruje kwota 1,2 miliona euro, ale to anachronizm. Gdyby dziś ktoś chciał go z Lecha wykupić, zaproponowałby wielokrotnie więcej, ale oferta i tak zostałaby odrzucona. W ciągu kilku tygodni nastąpił niebywały postęp w rozwoju tego piłkarza i w jego postrzeganiu. W Lechu jest niezastąpiony i można tylko się niepokoić o jego zdrowie i wytrzymałość, gra bowiem często. Po kilku ostatnich świetnych meczach selekcjoner Czesław Michniewicz powołał go do reprezentacji, być może szybko w niej zadebiutuje. Do tej pory grał w kadrze U21.
Nie jest tajemnicą, że jego zarobki w Lechu odbiegały od wynagrodzenia innych piłkarzy. Trudno się dziwić, ten gracz nie błyszczał i nic nie zapowiadało zmiany jego statusu. W zmienionej sytuacji klub szybko przedłużył z nim kontrakt, opiewa on na okres aż do czerwca 2026. Oczywiście jest wykluczone, by spędził w Poznaniu tak długi czas. Jeszcze przed rozpoczęciem rywalizacji w Lidze Konferencji w rozmowach z poznańskimi dziennikarzami szczerze przyznawał, że nie dojrzał do transferu, chce jeszcze pograć w Poznaniu. Ani się jednak obejrzy, a wzbudzi zainteresowanie managerów z całej Europy i oferty się posypią. To naturalna kolej rzeczy, wystarczy kilka razy dobrze pokazać się w reprezentacji, w pucharach.
Ta jesień będzie należeć do niego. Wydaje się, że częste granie póki co mu nie szkodzi, cieszy go nawet, stwarza kolejne okazje do zaprezentowania coraz większych możliwości. Gołym okiem widać, jak zmieniła się jego gra. Dotyczy to zwłaszcza podejmowania decyzji w ofensywie. Jeszcze niedawno miał z tym poważne problemy. Teraz jest dokładnie odwrotnie. Jak twierdzi, zmienił podejście. Już nie zastanawia się, jak się zachować, niczego nie analizuje. Uznał, że trzeba się kierować pierwszym impulsem. I zdaje to egzamin.