Trener Lecha liczy na zwycięstwo w Krakowie na Wisłą, ale drużyna jest tak rozbita, rozchwiana emocjonalnie, że trzeba się liczyć z każdym wynikiem. Nawet uniknięcie kolejnej kompromitacji będzie osiągnięciem. To przedostatni mecz z udziałem ludzi, którzy po następnym weekendzie na zawsze opuszczą Poznań.
Gdyby brać pod uwagę sprawy organizacyjne, finansowe, to Lecha i Wisłę dzieli przepaść. Jakość piłkarską prezentują mniej więcej podobną. Lech sportowo toczy się po równi pochyłej, nikt nie wie, czy już osiągnął dno, czy też może upaść jeszcze bardziej. Paradoksalnie ma za sobą dobry finansowo rok, mimo pandemii i wynikających z niej ograniczeń. Pokazał się w Europie, zarabiając na tym kilka milionów, sprzedał wychowanków zarabiając kasę jak na polskie warunki gigantyczną. Nie wykorzystał jej na budowę drużyny.
Wisła przez długie lata dominowała w Polsce, finansowo była nieosiągalna dla konkurencji, zdobyła wiele trofeów. Miała bowiem właściciela, który nie po to przejął klub, by upajać się swoją rolą, samodzielnie zarządzać drużyną, tłamsząc jednocześnie emocje, lecz by osiągnąć jak najwięcej i jak najszybciej. Po latach odszedł z klubu, któremu zostały wspomnienia po sukcesach i ogromne problemy organizacyjne. W Krakowie myślą o akcji ratunkowej, o przetrwaniu, trofea chwilowo im nie w głowie.
Teoretycznie Lech ma lepszych i dużo droższych piłkarzy, ale ile są oni warci, przekonaliśmy się w grudniu, gdy osłabiona Wisła wygrała w Poznaniu po golu weterana Błaszczykowskiego. Grała bowiem ambitnie i składnie. Przymioty te są Lechowi kompletnie obce. Nowy trener nie potrafi nad drużyną zapanować, jest szczerze zdziwiony skalą zniszczeń, do jakich tu doprowadzono. Ma ambitne plany, ale dotyczą one nowego sezonu, wiążą się z pozyskaniem nowych piłkarzy, pozbyciem się tych, którzy zawodzą na całej linii, głównie mentalnie.
Trener spodziewa się, że Wisła będzie w sobotnim meczu stosować pressing, zechce panować na boisku, nie zostawiać piłkarzom Lecha miejsca. Taka agresywna postawa i gra do przodu może sprawić, że goście znajdą przestrzeń do wyprowadzania ataków. I na to właśnie liczy Maciej Skorża. Wie, że Wisła nie nastawi się wzmocnioną defensywę, spróbuje narzucić własne warunki. Pytanie tylko, czy obecnego Lecha stać na wykorzystanie tego, czy indywidualne błędy nie doprowadzą do jeszcze jednej porażki.
– Wisła ma kilku ciekawych zawodników. Uczulaliśmy na to naszych piłkarzy. To będzie inny mecz niż dwa ostatnie, gdy mieliśmy przewagę, ale przegraliśmy. Teraz mamy możliwość wykreowania większej liczby sytuacji bramkowych – ocenia trener Lecha podkreślają wagę czynników mentalnych. Jak twierdzi, łatwo przywiązuje się do ludzi, nawiązuje relacje, więc podróż do Krakowa, gdzie odnosił trenerskie sukcesy, wyzwoli w nim dodatkowe emocje, mimo iż spośród jego znajomych w Wiśle pozostał tylko Arkadiusz Głowacki, będący obecnie pracownikiem klubu.