Jak nie przesadzić z radością?

Cieszyć się ze świetnego początku sezonu, mówić głośno o szansach na mistrzostwo, czy zachować wstrzemięźliwość przypominając sobie, że to nic nowego, to już było i źle się skończyło? Przed takim problemem stanęli kibice Lecha po pięknym zwycięstwie nad Lechią Gdańsk. Najlepiej by było, gdyby jedno nie wykluczało drugiego.

Radość jest uzasadniona. Ale pamiętajmy, że wciąż mamy do czynienia z Lechem Poznań. Klubem, w którym nic się w ostatnich miesiącach nie zmieniło poza powołaniem nowego  sztabu szkoleniowego. Za sport odpowiadają ci sami ludzie, słusznie obwiniani przez kibiców za niepowodzenia w poprzednich sezonach. Ludzie, którzy zatrudnili Nawałkę, którzy potem z satysfakcją obserwowali, jak Żuraw promuje juniorów zostawiając na ławce Amarala.

Mądry trener, który w dodatku ma wiele do powiedzenia w sprawach transferowych, to wielka wartość. Kto był najlepszym piłkarzem w meczu z Lechią? Amaral. Niewiele, mimo dwóch okropnych błędów, ustępował mu Kwekweskiri. Żuraw nie poznał się na Gruzinie. Nie dawał mu pograć prawie wcale. Tymczasowy trener Janusz Góra natychmiast sięgnął po tego gracza, a ten od razu pokazał, na co go stać i demonstrował to w każdym następnym meczu, gdy już nie okupował ławki rezerwowych.

Maciej Skorża dobrze przygotował zespół do sezonu. Umiejętnie go prowadzi, dobiera skład, który nie zawodzi. Otwarcie mówi, o co gra Lech. Wydaje się być odporny na działania i oczekiwania kierownictwa klubu, które ostatnio nie było skupione na wynikach. Wszystko to, na obecnym etapie, wygląda pięknie. Jednak jest to pierwszy etap. Skala trudności radykalnie wzrośnie. Przyjdą problemy i kryzysy, wobec których poprzednik obecnego trenera był żałośnie bezradny, a słabo zorientowane szefostwo klubu wsparcia mu nie okazało.

Mecz z Lechią miał być najtrudniejszym z dotychczasowych. I takim był, choć wicelider tabeli okazał się zbyt słaby, by sprostać Kolejorzowi. Trochę gorzej tym razem zagrali skrzydłowi Lecha, za to na środku boiska ma on panów piłkarzy nieporównywalnych do Macieja Gajosa i jego kolegów. Także obrona, która w poprzednim sezonie była grupą rozdygotanych, bojących się własnego cienia panów, stała się formacją monolityczną.

Lider tabeli nie pozostawił złudzeń wiceliderowi. Teraz wiceliderem jest Pogoń. Czy sytuacja się powtórzy? Serce zachęca do trzymania się tej nadziei. Oprócz serca są też przykre wspomnienia. Za Nenada Bjelicy, sprawiającego wrażenie super trenera, Lech miał mistrzostwo w garści. Z dnia na dzień wszystko roztrwonił. Pod wodzą Ivana Djurdjevicia wygrywał mecz za meczem, aż w połowie spotkania z nisko notowaną Wisłą stanął w miejscu, pozwolił sobie wbić pięć bramek. W Lechu nastąpiły zmiany, ale to wciąż jest Lech. Klub, który wie, co to trauma.

Gdyby udało się odprawić Pogoń równie łatwo, jak Lechię, czekałyby kolejne wyzwania. Najtrudniejszym może być przerwa w rozgrywkach, od lat wybijająca Lecha z uderzenia. Nawet jeśli szczęśliwie zdobywa po niej punkty, to nie po grze na wysokim poziomie. Maciej Skorża musi się z tym zmierzyć. Będzie mu trudno, bo nikt nie postawił właściwej diagnozy. Nie wiadomo, co powoduje nagłą słabość. Tym razem będzie szczególnie trudno – na Lecha czeka Raków. Pokonanie go pozwoliłoby ufać, że znajdująca się na właściwym torze lokomotywa nabrała rozpędu.

Jednak nic nie byłoby przesądzone, zwłaszcza w perspektywie wyjazdów do Białegostoku i do Warszawy. W niedzielę Maciej Skorża zapewnił, że zna skalę trudności. Wyraził się nawet, że bierze pod uwagę obsunięcie się na szóste, nawet ósme miejsce w tabeli. Przepełnionym radością kibicom trudno w to uwierzyć. A powinni już wiedzieć, że w tym klubie możliwe jest wszystko.

Udostępnij:

Podobne

Dobry moment na pokonanie Legii?

Żadna drużyna nie zachowa równej, wysokiej formy przez całe rozgrywki. Każdej, a zwłaszcza występującej w polskiej, sypiącej niespodziankami lidze, zdarzają się większe lub mniejsze kryzysy.

Gurgul uniewinniony

Obrońca Kolejorza będzie mógł zagrać w niedzielę przeciwko Legii. Komisja Ligi spółki Ekstraklasa anulowała czerwoną kartkę, którą w sobotę za niewinność pokazał mu sędzia, pan