Zakończona runda okazała się ostatnią dla Johna van den Broma na stanowisku trenera Lecha Poznań. Przed rozpoczęciem sezonu taki scenariusz wydawał się bardzo mało prawdopodobny, wiele pozytywów płynących z poprzednich rozgrywek, nowi zawodnicy i dobra atmosfera wokół drużyny dawały przekonanie, że nikt nie będzie musiał zastanawiać się nad przedwczesnym pożegnaniem Holendra. Jasno wyznaczony został cel, Kolejorz miał walczyć przynajmniej w fazie grupowej Ligi Konferencji i podjąć realną rywalizację o mistrzostwo Polski.
Wszystkie przewidywania się nie sprawdziły, przedwczesne odpadnięcie z europejskich pucharów, spora strata do lidera i rozczarowująca postawa na boisku zmusiły decydentów o powierzeniu przygotowań do wiosennych spotkań nowemu trenerowi.
Dobry początek zakończony kompromitacją
Pierwsze tygodnie sezonu naznaczone były dobrym punktowaniem, kilkumiesięczną serią bez porażki i niedużo zabrakło do pobicia klubowego rekordu zwycięstw. Gra nie zachwycała, ale trudno było nie wierzyć trenerowi, że powtórzy scenariusz z ubiegłorocznych zmagań, kiedy forma przyszła z następnymi meczami. Tak się nie stało, a początkiem końca zagranicznego szkoleniowca przy Bułgarskiej okazała się wstydliwa wyjazdowa porażka ze Spartakiem Trnava. oznaczająca koniec szans na dalsze międzynarodowe pojedynki.
Poza zaprzepaszczeniem okazji na wiele zysków w różnych aspektach płynących z udanej europejskiej kampanii okazało się, że stracona została drużyna jako całość. Już nigdy potem nie potrafiła nawiązać do swoich najlepszych występów, pokazując tylko pojedyncze indywidualne zrywy zamiast mądrej zespołowej gry.
Po wydarzeniach za południową granicą kraju wciąż była widoczna wiara, że mimo takiej kompromitacji uda się osiągnąć krajowy sukces, tym bardziej, że główni rywale skutecznie przebrnęli te eliminacje. Następne tygodnie tylko tę wiarę zmniejszały. Zapowiadana forma się nie pojawiła, gra zawsze wyglądała bardzo podobnie będąc niezwykle łatwa do rozczytania, a poza jedynym naprawdę dobrym meczem, w którym Lech pewnie pokonał Raków, wszystkie pozostałe punkty przychodziły z dużym trudem i drżeniem o końcowy rezultat aż do samego końca.
Marazm i kolejne wstydliwe porażki
Radość po pokonaniu mistrzów kraju została brutalnie przerwana kilka dni później, gdy lechitom lekcję futbolu przed własną publicznością zaserwowała Pogoń Szczecin rozgramiając przeciwnika aż 5:0. Po 3 tygodniach kolejny kamyczek do ogródka Johna van den Broma i jego zespołu wrzuciła Jagiellonia. W pewnym momencie przegrywała na stadionie w Poznaniu 3 bramkami, ale przez skandaliczną postawę słabej defensywy i tak potrafiła nie przegrać, wydzierając w samej końcówce remis.
Realnie przygodę holenderskiego szkoleniowca w Polsce zakończył Daniel Myśliwiec, który wręcz upokorzył trenera dokładnie go rozpracowując i wykorzystując wszystkie mankamenty w postawie jego podopiecznych. Pozostałe mecze rozgrywane w normalnych warunkach – a nie w kieleckich zaspach – potwierdziły słuszność wątpliwości nad sensem kontynuacji obranego kursu.
Lech po bardzo udanej wiośnie w dziwny i kompletnie niezrozumiały sposób zatracił swoje atuty. Obrona się rozregulowała nie stanowiąc monolitu. W żadnym miejscu nie przypominała nawet części tego, co pokazywała kilka miesięcy wcześniej, gdy skutecznie zatrzymywała uznane europejskie marki.
25 goli straconych tylko w ligowych pojedynkach nie przynosi chluby. Statystyka plasująca w środku ekstraklasowej stawki, podobnie jak optyczne wrażenie pokazujące, że lechici nie bronią znacznie lepiej od Warty, Widzewa, Radomiaka czy Górnika. Ofensywa funkcjonowała wyłącznie, gdy dobry dzień mieli Velde, Marchwiński czy Ishak. Nie było żadnego elementu zaskoczenia, wypracowanych do perfekcji schematów. Wszystko było na zasadzie przypadku i wolności taktycznej, polegającej na tym, że każdy grał tak, jak miał ochotę.
Najprawdopodobniej coś zepsuło się w trakcie letnich przygotowań. Ciężko określić, jaki to dokładnie element nie zafunkcjonował, a nikt z klubu tego nie ujawni, ale postawiono na wyjątkowo późny czas powrotu do treningów, a część graczy i tak nie wróciła na czas z powodów występów reprezentacyjnych. Będąc w środku okresu przygotowawczego zdecydowano zmienić plan i pozostać na dłużej na obiektach akademii we Wronkach. Musiało to oznaczać, że coś poszło nie tak i trzeba było wdrożyć inne, awaryjne rozwiązania, jednak czynnik fizyczny w następnych tygodniach dawał o sobie znać będąc znacznie słabszy niż w poprzednich rozgrywkach.
Problemy uwidoczniały się też podczas kontaktów z mediami, zamiast normalnych, czasami kontrowersyjnych odpowiedzi przy zwykłych pytaniach trener reagował nerwowo docinając przy tym często niedoświadczonym dziennikarzom. Tak było m. in po zremisowanym meczu w Krakowie, kiedy zapytałem o plan na poprawę gry zespołu, a w szczególności słabo wyglądającej defensywy. Zamiast realnych koncepcji usłyszałem, że to jest głupie pytanie. Podobnie było też w innych przypadkach, najczęściej gdy pracownik mediów przytaczał lub pokazywał twarde dane statystyczne, które ciężko było obronić.
John van den Brom nie taki zły jak jego ostatnia runda
Licznik spotkań trenera van den Broma, jako prowadzącego Lecha, zatrzymał się na 81 spotkaniach. 22 razy zremisował, 18 przegrał, a z pozostałych starć wychodził zwycięsko. Daje to średnią 1,79 punktu na mecz. Paradoksalnie poprzedni pełny sezon liczbowo prezentuje się gorzej od ostatnio zakończonej rundy. W praktyce wyglądało to zupełnie inaczej i jeśli ktoś zaczął interesować się losami tego zespołu zaledwie kilka miesięcy temu, ma zupełnie zaburzony obraz Holendra i poczynań jego podopiecznych.
W jego debiutanckich rozgrywkach na polskiej ziemi potrafił całkowicie uwolnić potencjał ofensywny dokładając do tego zwartą obronę z Filipem Bednarkiem bijącym klubowy rekord czystych kont W europejskich pucharach często modyfikowany był styl gry, by zneutralizować atuty przeciwnika i pokonać go sposobem. Potrafił znaleźć rozwiązanie na problemy i kryzysy formy w miarę szybko przywracając swoich zawodników do dobrej, otwartej gry pełnej fantazji pod bramką przeciwnika. Po bardzo ciężkim początku wszystko odpowiednio poustawiał, dając fanom wiele radości szczególnie w zagranicznych potyczkach, dowożąc przy tym niezłe rezultaty w Ekstraklasie.
Nowy szkoleniowiec, Mariusz Rumak doskonale zna realia pracy w Poznaniu. Jego głównym zadaniem będzie szybkie odzyskanie dobrej gry z pierwszej fazy pracy Holendra, dokładając do tego odrobinę własnej koncepcji skupionej bardziej na przygotowaniu się pod konkretnego rywala i większej dawce pragmatyzmu. Najprawdopodobniej przez pół roku prowadził będzie Lecha w walce o mistrzostwo, by od lata wrócić do pełnienia funkcji dyrektorskich w strukturach akademii. Ma dokończyć przedwcześnie zakończony projekt pod nazwą John van den Brom i stworzyć jak najlepszą pozycję startową dla swojego następcy.
Mikołaj Duda