Błąd słabego Gurgula i pechowy rykoszet zadecydowały o stracie przez Lecha goli w Łodzi i w konsekwencji o porażce 1:2. Mimo dużej przewagi, szczególnie w drugiej połowie, udało się zdobyć tylko jedną bramkę. Na więcej zabrakło jakości w drużynie. Niczego w tym sezonie nie uda się zdziałać bez dwóch klasowych skrzydłowych i dwóch bocznych obrońców. Obecny Lech jest personalnie słabszy od kilku drużyn w ekstraklasie i mało jest prawdopodobne, by nawiązał z nimi walkę.
Już bez Velde w składzie przystąpił Lech do tego meczu. Na jego pozycji wystawiony został Filip Szymczak, który jeszcze w środę mówił dziennikarzom, że trener bardziej niż z boku widzi go w środku boiska. Niestety, klub nie zbudował na czas drużyny powielając błędy z poprzednich sezonów. Ofensywa jest ewidentnie upośledzona, nie ma przecież w Poznaniu także Marchwińskiego. W dodatku źle w tym meczu została zestawiona obrona. Kosztowne błędy popełniał Gurgul, mylił się też Douglas, Pereira nie ma zmiennika.
Ledwo mecz się zaczął, a Lech przegrywał. Błędy popełnili ślamazarnie interweniujący Milić, a zwłaszcza Gurgul. Mrozek skapitulował po strzale z ostrego kąta w długi róg. Lech próbował atakować, często był przy piłce, spokojnie przemieszczał się z nią na pole karne Widzewa, ale szybko tracił koncept i albo notował stratę, albo wycofywał do obrony lub nawet bramkarza.
Co najgorsze, już kilka minut później było 2:0 dla Widzewa. Tym razem zadecydował pech. Gospodarze mieli rzut wolny po faulu Milicia na żółtą kartkę. Po słabym strzale i rykoszecie od Sousy Mrozek był bez szans. Zrobiło się więc wystarczająco źle, by się załamać. Lech nie miał wyjścia, musiał atakować, ale czynił to niezbornie, bez tempa, za to z błędami, w dodatku bez koncepcji. Nie dość, że nie tworzył zagrożenia, to mógł stracić kolejne bramki. Po rzucie wolnym Mrozek uratował drużynę wybijając piłkę zmierzającą w okienko, po kolejnych akcjach Widzewa piłka mijała bramkę Lecha w niewielkiej odległości. Dominacja gospodarzy była wyraźna.
W 30 minucie pierwsza dynamiczna akcja Lecha przyniosła gola Pereiry po dośrodkowaniu Szymczaka, wcześniej jednak Ishak staranował bramkarza i Marciniak podyktował rzut wolny dla Widzewa. Już chwilę później mogła paść trzecia bramka dla gospodarzy. Kolejne minuty przyniosły wreszcie dominację Lecha. Uaktywnił się grający na całym boisku, rozdzielający piłkę Sousa, na lewej stronie raz po raz rozpędzał się i dośrodkowywał Ba Loua, przeważnie niecelnie. Lepsza gra przyniosła wreszcie gola dla Kolejorza po złym wyprowadzeniu piłki przez obronę Widzewa, kilku szybkich podaniach i mocnym strzale Ishaka z ostrego kąta.
Stało się to dopiero w 42 minucie. Przed przerwą były jeszcze okazje bramkowe dla jednej i drugiej drużyny, nic się jednak nie zmieniło. Nie zmienił się też skład Lecha, w dalszym ciągu oglądaliśmy na boisku odstającego od kolegów, grającego gorzej niż w poprzednich swych meczach Gurgula. Trener się na zmianę nie zdecydował, a Lech zaczął grę z większym animuszem. Bliski zdobycia bramki był celnie strzelający z powietrza Ba Loua. Trzeba jednak było uważać na kontrataki wyprowadzane w sytuacji, gdy to Lech prowadził grę. Przewaga Kolejorza rosła, po szybkim strzale Ishaka bramkarz odbił piłkę instynktownie.
Na ostatnie pół godziny trener Frederiksen wprowadził na boisko Hoticia i Fiabemę, który w pierwszym kontakcie, po dośrodkowaniu Pereiry, mógł zdobyć gola, niestety źle trafił w piłkę. Obraz gry się nie zmieniał. Lech atakował, brakowało mu jednak jakości, by sfinalizować akcje. Dopiero na ostatni kwadrans boisko opuścił notorycznie mylący się Gurgul robiąc miejsce dla Anderssona, natomiast Sousę zastąpił Gholizadeh.
Wydawało się, że przewaga Lecha zostanie zdyskontowana w 79 minucie, gdy gola głową strzelił stojący kilkanaście metrów od bramki niski Hotić. Po analizie VAR-u okazało się jednak, że wcześniej przejmujący piłkę Ishak był na pozycji spalonej. Decydowały centymetry. Trzeba było walczyć dalej o wyrównanie w sytuacji, gdy dopiero co wydawało się, że mecz jest nawet do wygrania. Trudno o to było bez klasycznych skrzydłowych. Fiabema wprowadzał dużo chaosu, był zupełnie bezproduktywny. Po nieuznanym golu z Lecha zeszło powietrza, a Widzew nabrał wiary, że zwycięstwo można dowieźć do końca. I dowiózł pokazując Lechowi, że w tym sezonie nie powalczy o nic wartościowego.