Dlaczego Niels Frederiksen nie zaliczy udanego sezonu?

Na samym wstępie warto zaznaczyć, że to nie duński trener będzie głównym winowajcą prawdopodobnego niepowodzenia w dopiero rozpoczynającym się sezonie. To nie Niels Frederiksen jest odpowiedzialny za niekompetencję w wielu obszarach funkcjonowania klubu, a przede wszystkim w budowaniu kadry piłkarskiej mającej podobno być gotową do walki o najwyższe cele.

Kim grać, gdy transferów brak? Velde i Marchwiński z nowymi klubami 

Wystarczy spojrzeć na kadrę z inauguracyjnego spotkania z Górnikiem, by zdać sobie sprawę, że coś poszło nie tak jak powinno. Na skrzydłach musieli grać Kristoffer Velde będący jedną nogą w Olympiakosie Pireus i Adriel Ba Loua od dłuższego czasu nieskutecznie wypychany z klubu. Z meczu Widzewem miejsce Norwega zajmie Hotić, co będzie oznaczało, że na ławce rezerwowych zabraknie zawodnika gotowego do wejścia na tę pozycję w drugiej części spotkania. Właściciel klubu po zakończeniu poprzednich rozgrywek obiecał dwa wzmocnienia na tą pozycję. Póki co nie ma żadnego. Mamy koniec lipca…

Odejście Filipa Marchwińskiego do Lecce nie będzie oznaczało wzmocnienia rywalizacji i znalezienie mu godnego następcy. Wręcz przeciwnie. Zarząd uznał, że trenerowi wystarczą Afonso Sousa i Ali Gholizadeh. Jeden ostatnimi czasy pokazuje zdolności tylko do biegania za rozgrywającymi obrońcami, a drugi w Poznaniu nie pokazał jeszcze nic. Oczywiście, do drugiej linii też nikt ściągnięty nie został. Cała nadzieja jest pokładana w zdrowiu i wysokich zdolnościach Antoniego Kozubala.

Nie lepiej jest na bokach obrony. Oddanie Alana Czerwińskiego do GKS Katowice na logikę powinno oznaczać, że zmiennikiem dla Joela Pereiry będzie Filip Borowski. Przecież w innym wypadku ktoś zostałby za doświadczonego Polaka ściągnięty. Młody Borowski został przesunięty z powrotem do rezerw, a nowego zawodnika na tę pozycję nie ma. Jeśli Portugalczykowi coś by się stało, to Niels Frederiksen musiałby wystawić skład bez nominalnego prawego obrońcy. Po drugiej stronie jest już znany ze swoich nienajlepszych występów Elias Andersson, tu sytuację może uratować tylko wysoka dyspozycja wracającego po kontuzji osiemnastoletniego Michała Gurgula.

Zabezpieczona jest tylko pozycja bramkarza i środek obrony. Można też tak mówić o napastniku, dopóki zdrowy będzie Mikael Ishak. Wielką niewiadomą jest, jak by sobie poradził Bryan Fiabema, a tym bardziej Filip Szymczak, który już od dłuższego czasu regularnie zawodzi.

Problemów ciąg dalszy. Wielopoziomowe pasmo błędów

Sytuację Duńczykowi ułatwił jego poprzednik, a właściwie decyzja o powołaniu Mariusza Rumaka na stanowisko pierwszego trenera. Gdy Wisła, Śląsk, Legia czy Jagiellonia muszą w środku tygodnia jeździć na mecze do Kosowa, Litwy, czy Walii, to lechici mogą spokojnie przygotowywać się do następnego pojedynku w Ekstraklasie. Oczywiście, nietrudno wyłapać tu ironię, bo już wielokrotnie wyliczyliśmy straty w wielu aspektach z powodu braku gry w europejskich pucharach.

W przerwie między rozgrywkami klub zaczął promować sprzedaż karnetów na nowy sezon. Nic dziwnego, tylko problem w tym, że cała kampania została przeprowadzona pod hasłem #Nowerozdanie, co nie miało zbyt wiele wspólnego z realiami. Na tamten moment poza zmianą trenera nie zmieniło się kompletnie nic. Ci sami piłkarze, ci sami decyzyjni, te same problemy. Tymczasem dział marketingu ogłasza akcję, jakby Lech przeszedł gruntowną przebudowę.

Tych mniejszych i większych wtop było więcej. Trudno nie wspomnieć o hucznym ogłaszaniu asystenta trenera, który pojawił się w klubie w samym środku przygotowań, czyli o kilka tygodni później niż powinien. Były też dziwne produkty w klubowym sklepie, wysokie ceny biletów dla garstki Szkotów przyjeżdżających do Wronek na sparing swojej drużyny, mecz towarzyski rezerw z drużyną z Izraela, czy porównanie Kristofera Velde do kosiarki jednej z firm sponsorskich.

Osobno każda z tych kwestii nie jest najistotniejsza w funkcjonowaniu klubu, ale w połączeniu tworzy negatywny wizerunek na zewnątrz i pogarsza atmosferę wewnątrz. Zabrakło prawdziwego wyjścia do kibiców, przeprosin za kompromitujący sezon i obiecanie poprawy, za którą poszłyby ambitne i odważne ruchy pokazujące, że coś rzeczywiście się zmieniło. Realnie nie zmieniło się nic i nie zapowiada się, żeby szybko miało to nastąpić.

Swoje niezadowolenie coraz głośniej zaczynają wyrażać też kibice. Poza masą krytyki w mediach społecznościowych, w pierwszej połowie meczu z Górnikiem zabrakło zorganizowanego dopingu. Według zapowiedzi czekają na następny ruch właściciela do następnego meczu domowego, kiedy na Bułgarską przyjedzie Lechia Gdańsk. 

Skąd kibice mają wziąć nadzieję na sukces?

W pierwszych tygodniach pobytu Nielsa Frederiksena w Poznaniu potwierdzają się doniesienia dotyczące jego charakterystyki trenerskiej. Drużyna w inauguracyjnym meczu przebiegła znacznie większy dystans niż w poprzednim sezonie, nawet więcej od przeciwnika mimo przewagi w posiadaniu piłki. Poza aspektami motorycznymi widoczny był też progres w samym pomyśle na grę, wysoki pressing i jak najszybsze odebranie piłki wykorzystując po tym fazy przejściowe. Przy linii bocznej aktywny był też Sindre Tjelmeland, który podrzucał lechitom kolejne wskazówki taktyczne.

Oczywiście, nie brakowało też mankamentów. Dopiero z czasem wszystko powinno się krystalizować, ale przede wszystkim omówiona powyżej kadra nie jest w pełni gotowa do perfekcyjnej, efektownej i skutecznej gry. Nawet po takim meczu, jak ten z Górnikiem warto zastanowić się szerzej. Co Lech byłby w stanie osiągnąć, gdyby Frederiksen dostał odpowiednie wsparcie ze strony swoich przełożonych? Ewentualny sukces będzie dużą zasługą trenera i zdobyty przeciwko – a nie dzięki – otaczającym go okolicznościom.

Mikołaj Duda 

Udostępnij:

Podobne

Drużyna mocna, ale niekompletna

Gdyby można było rozegrać całą rundę wiosenną korzystając z jedenastu piłkarzy, Lech miałby wielkie szanse dowieźć ligowe prowadzenie do końca sezonu. Problem w tym, że