Gdyby nie klasa kilku zawodników i ich zrywy, Lech w Krakowie nie wywalczyłby nawet punktu. Jako drużyna nie istniał, nie przeprowadzał akcji z wieloma podaniami, łatwo tracił piłkę. Grał niepewnie w obronie, nie miał pomysłów na ofensywę. To był jeden z najsłabszych meczów drużyny Macieja Skorży. Bramki w końcówce tracił w sposób do złudzenia przypominający czasy poprzedniego trenera.
Jednak poprzedni trener, zanim kompletnie się zagubił i poddał, miał pomysł na grę do przodu. O Lechu Żurawia można było mówić, że ma to, czego nie dostrzegamy u Lecha wznawiającego wiosną batalię o trofea: własny styl. Nie mogło to trwać długo, bo trener zaczął popełniał błędy zniechęcające piłkarzy do gry. Czołowych swych zawodników pozbawił przyjemności występu na Estadio da Luz w Lizbonie. Zlekceważył klasę Amarala, który przegrywał rywalizację o miejsce w składzie z juniorami.
Maciej Skorża wykonał jesienią kawał porządnej roboty. Lech był najlepszą drużyną w lidze, z najliczniejszą i najbardziej wyrównaną kadrą. Po zimowych przygotowaniach i kolejnych wzmocnieniach droga po trofea wydawała się otwarta. Tymczasem już w pierwszym spotkaniu na kibiców spadł zimny prysznic. Okazało się, że drużyna nie gra. Nerwowo kopie piłkę do przodu, jest elektryczna w defensywie, brakuje jej pewności siebie. Popełnia błędy, które spotkałyby się z ostrą reakcją trenera zespołu trzecioligowego.
Gdyby takie mecze miały się powtarzać, moglibyśmy zapomnieć o wielkomocarstwowych planach. Ligowi konkurenci wygrali swe mecze pokazując postawę lepszą niż jesienią, z wysoką jakością. Lech nie potrafił prowadzić gry płynnie, jak Pogoń, Raków, nawet Lechia. Obserwując grę Kolejorza od lat wiemy, jaka jest przywara tej drużyny, jak trudno się jej pozbyć. Niezależnie od tego, kto ją prowadzi, jakich piłkarzy ma w składzie, potrafi w niewytłumaczalny sposób odpuścić mecz, poddać się bez walki. Za trenera Bjelicy zdarzyło się to w samej końcówce sezonu, przez co trzeba było się pożegnać z pewnym wydawałoby się tytułem.
Teraz możemy tylko mieć nadzieję, że mecz z Cracovią był tym najgorszym w sezonie. Musiał przyjść, by statystykom i złym wróżbom stało się zadość. Jeżeli nie wróci Lech z jesieni, już po kilku następnych meczach możemy ogłosić zakończenie sezonu, który miał przynieść sukcesy na miarę stulecia klubu.