Całe pasmo błędnych decyzji przyczyniło się do obecnego stanu Lecha. Trudno nie dopatrzyć się wielu niedociągnięć w zarządzaniu ze strony najważniejszej osoby w klubie, a swoje w warstwie szkoleniowej dołożyli także obaj szkoleniowcy. Wiele już zostało powiedziane, kto i co zrobił nie tak jak powinien, ale warto zastanowić się szerzej, czym to negatywnie skutkuje, a przy niekorzystnym układzie może nawet odbić się na następnych sezonach.
W każdym normalnym klubie liczy się wynik. Czy Lech się do nich zalicza?
Kibice rozliczają swój klub z odnoszonych rezultatów. Podobnie prezes swoich podwładnych, czyli dyrektora sportowego czy trenera, a oni odpowiedzialni są za odpowiednie zarządzanie piłkarzami. Tak funkcjonuje normalny, zdrowy klub na europejskim poziomie, na którym podobno znajduje się także Lech. W Poznaniu jest inaczej.
Właściciel i prezes właściwie jednoosobowo decyduje o wszystkim. Osoba na stanowisku dyrektora od spraw sportowych niezależnie, co się dzieje, i tak nie ponosi żadnych konsekwencji. Kozłem ofiarnym zawsze staje się trener, który jeśli nie nazywa się Maciej Skorża, zawsze pozostawia zespół w kryzysie i musi to ratować ktoś następny, kto przypadnie do gustu prezesowi i najlepiej jest już zaznajomiony z klubowym DNA.
Drogocenna klęska. Przedwczesne pożegnanie z Europą
Myśląc o tym, co w tym sezonie zostało przegrane, od razu nasuwają się wszystkie rozgrywki, w których Kolejorz brał udział. Pierwsza brzemienna w skutkach porażka to kompromitacja ze słowackim Spartakiem Trnawa w Lidze Konferencji. Tu sprawa jest jasna, cała wina spada na Johna van den Broma. Holender zepsuł letnie przygotowania i jego teoria o dochodzeniu do formy następnymi meczami w dłuższej perspektywie okazała się zgubna.
– Za sam awans do fazy grupowej klub inkasuje około 3 miliony euro, a kwota za osiągnięcia minionego sezonu liczy niespełna 8 milionów europejskiej waluty. Poza aspektem czysto finansowym, Lech traci również międzynarodową renomę i rozpoznawalność, jaką zyskał przed rokiem. Gdy przystąpi do następnej edycji, znów będzie musiał drżeć o rozstawienie, ponieważ dokładnie tyle samo zdobył, ile odpadnie po tym sezonie – tak w skrócie opisywaliśmy konsekwencje tej klęski tuż po zakończeniu meczu. Pełna analiza poniesionych strat znajduje się w tekście „Kompromitacja z dużymi konsekwencjami”.
Sukcesy krajowe? A komu to potrzebne?
Porażka z Legią już oficjalnie potwierdza, że tytuł mistrza Polski na pewno nie znajdzie się w Poznaniu. Realnie było to już wiadomo od dłuższego czasu, a wyjazdowe przegrane z Puszczą czy Ruchem tylko przekonywały następnych, którzy nie mogli pogodzić się z tą myślą. Obecnie Lech ma poważny problem, by dostać się do jakichkolwiek europejskich rozgrywek.
Otrzymanie prawa startu w międzynarodowych rywalizacjach gwarantuje zdobycie pucharu Polski, jednak w nim Kolejorz skompromitował się z Pogonią Szczecin, która w finale zrobiła to jeszcze bardziej „efektownie” ulegając pierwszoligowej Wiśle Kraków. Przez to w Ekstraklasie konieczne jest zajęcie miejsca w strefie medalowej. Ekipie – jeszcze – Mariusza Rumaka potrzebne są do tego dobre wyniki w wieńczących rozgrywki pojedynkach z Widzewem i Koroną oraz korzystne rezultaty w spotkaniach bezpośrednich przeciwników. Patrząc na ostatnią formę lechitów, nie jest to wymarzona sytuacja.
Przez liczne błędy zarządzającego Lechem w budowie kadry czy ponownym zatrudnieniu Mariusza Rumaka na stanowisko pierwszego trenera klub straci wielomilionową kwotę. Każda niższa pozycja to niższa premia od Ekstraklasy, nie mówiąc już, ile kosztuje brak gry w przynajmniej Lidze Konferencji, nie wspominając o rozgrywkach wyższego rzędu. Przez wywieszenie zimą białej flagi i włączenie trybu oszczędnościowego Lech zdecydowanie więcej stracił niż mógłby zyskać i dodatkowo pozbawił kibiców jakichkolwiek pozytywnych emocji. Może to spowodować efekt tzw. kuli śnieżnej. Mniejsze wpływy to mniejsze wydatki, to słabsza pozycja oznaczająca znowu mniejsze wpływy. I tak w kółko.
Najważniejszy sponsor regularnie poddawany próbie. Ile wytrzyma?
Omówione zostały przede wszystkim straty finansowe, ale jest ich zdecydowanie więcej i często mogą okazać się znacznie poważniejsze. Jak mawiało pewne hasło głoszone w ramach niezadowolenia z postawy Kolejorza, wielcy w tym klubie to są tylko kibice. I to dosłownie, bo to oni napędzają całe przedsięwzięcie kupując karnety, bilety czy gadżety. Jest to spory zastrzyk gotówki do klubowej kasy, o czym najlepiej świadczy Raków Częstochowa, w którym właściciel wykłada prywatne pieniądze.
Przez to, co dzieje się wokół Lecha, wielu fanów poważnie zastanawia się, czy dalej dokładać się do funkcjonowania klubu. W internecie pojawia się wiele dłuższych lub krótszych komentarzy poddających w wątpliwość kupowanie karnetu na nowy sezon czy dalsze uczęszczanie na Bułgarską. Żądają realnych zmian od prezesa i prawdziwego wyciągnięcia mitycznych wniosków. A tego trudno się spodziewać.
Oczywiście wiąże się to też z wieloma innymi stratami, które ciężej dokładnie obliczyć. Międzynarodowa ekspozycja marki czy zawodników będących ciekawą opcją dla silniejszych klubów, reprezentowanie kraju, budowanie pozycji klubu za granicą, rankingach historycznych i współczynników UEFA znacznie ułatwiających grę w europejskich pucharach. Do tego potencjalni przyszli sponsorzy mogą nie być tak skorzy do inwestowania swoich pieniędzy w Lecha, a zamiast tego wesprą inny polski lub zagraniczny klub.
Przegrane zostało wiele. Co dalej?
Czy bez konkretnych zmian może coś się zmienić? Przez chwilę zapewne tak. Przyjdzie nowy trener, pokaże się z dobrej strony, zanotuje kilka udanych wyników, zewsząd zaczną pojawiać się głosy o najlepszej kadrze w historii, kibice zapomną o wszystkich negatywnych rzeczach, myśląc, że wreszcie będzie inaczej. Do czasu. Lech w obecnej strukturze będzie marnotrawił następne miliony i marnował następne szansę poddając próbie wytrzymałość swoich fanów. Następnie pod pozorem gruntownych zmian pojawi się w Poznaniu następny szkoleniowiec i zastąpione zostaną mniej znaczące osoby. I tak koło się zamyka.
Mikołaj Duda