Bicie rekordów w posiadaniu piłki? Bez sensu. Liczy się efektywność

Coraz więcej ludzi przychodzi na mecze Lecha, przez co atmosfera na stadionie jest świetna, zachęcająca do jeszcze wyższej frekwencji. Nie bez znaczenia są emocje zapewniane przez piłkarzy, którzy mogliby zaliczyć mecz bez historii odprawiając słabego rywala z kilkoma golami. Fundują jednak fanom, jak ostatnio, huśtawkę nastrojów. Przed przerwą atakowali bezproduktywnie. Potem zaczęli zdobywać gole, mogli rozstrzelać Słowaków, jednak zupełnie bez sensu przywrócili im wiarę w sprawienie sensacji.

Była to konfrontacja lepszych z dużo gorszymi. Od pierwszych minut każda akcja dowodziła wyższości Lecha, który jednak okazywał się zadziwiająco łagodny. Szachował rywala pressingiem, odbierał mu piłkę, ale wtedy nie przynosił się z nią natychmiast pod bramkę, nie przyspieszał. Wprost przeciwnie, krążyła ona po obwodzie, była bezpiecznie kierowana do najbliższego kolegi. Nie było tego, co mogło sprawić gościom problemy – długich podań za linię obrony. Ogromna przewaga w posiadaniu nie przekładała się na nic. Mimo kilku dobrych okazji bramkowych, było to zmarnowane 45 minut.

Nie pierwszy raz Lech zdobył bramkę tuż po przerwie. To odmieniło mecz, bo Spartak nie ograniczał się już do defensywy, próbował zagrozić Bednarkowi, choć niezbyt umiejętnie, bo jakości w tej drużynie jest niewiele. Jest ona jednak solidnie zorganizowana, miała swój plan, co zresztą na nic się zdawało, gdy Lech przyspieszył i dołożył drugiego gola. Wydawało się, że kolejne trafienia to kwestia czasu. Lech jednak szybko się zniechęcił, wrócił do gry pozycyjnej w środku boiska. Spartak w tej sytuacji spróbował szczęścia, każdy by tak postąpił na jego miejscu. I stało się to, co w poprzednich meczach: Kolejorz zadziwiająco łatwo stracił gola, którego można było uniknąć. Wcześniej dwukrotnie uszczęśliwił w ten sposób jeszcze słabszych Litwinów. Staje się to jego specjalnością.

Decyzje trenera tym razem trudno uznać za trafne. To prawda, że Ishak szuka rytmu i musi grać długo, nie wolno jednak temu podporządkowywać wyniku meczu. Z każdą minutą dawał drużynie mniej. Rozgrywał jeszcze w miarę dobrze, ale w ataku spisywał się na poziomie Sobiecha. Wydawało się, że rezerwowy Szymczak zluzuje właśnie jego, ale van den Brom zdjął z boiska Velde, co zresztą wzbudziło złość Norwega, który znów pokazał fochy. Piłkarz z niego dobry, ale człowiek mało dojrzały. W tym meczu strzelił bramkę, choć wcześniej zepsuł mnóstwo akcji, przegrywał jeden drybling po drugim. Gdyby jednak ktokolwiek miał w tym meczu zdobyć trzeciego gola, to prędzej on niż kapitan, który zresztą pechowo pomógł gościom w końcówce spotkania.

Jednobramkowe zwycięstwo to w pucharze tyle, co nic. Spartak nie stoi na straconej pozycji. Tym bardziej, że u siebie gra lepiej niż na wyjazdach, a jego specjalnością są stałe fragmenty. Dowiódł, że potrafi je rozgrywać. W ten sposób zdobył bramkę dla siebie bezcenną, ale i w kilku poprzednich przypadkach pokazał, że pracuje nad tym elementem, opanował kilka schematów. Postara się znów zaskoczyć Lecha, a bez strzelenia gola rywalizacji nie wygra. Lech ma dużo więcej jakości, wciąż jest faworytem i jeśli zagra tak, jak tego oczekujemy, awansuje bez problemów. Potrzebuje tylko większego wyrachowania i efektywności. Cierpliwość i nieustanna wymiana podań sprawiła mu już w rywalizacji ze słabszymi drużynami wiele przykrości.

Udostępnij:

Podobne

Pogrom na Morasku

Ostre strzelanie urządziły sobie panie z Lecha Poznań UAM mierząc się z najsłabszą drużyną pierwszej ligi kobiet, Bielawaianka Bielawa. Wygrały aż 11:0. Można jednak powiedzieć,

Sensacja! Lech ograny przez beniaminka

Piękna seria zwycięstw nie mogła trwać bez końca. Kto by się jednak spodziewał, że przerwie ją beniaminek z Lublina, zmęczony meczami granymi co kilka dni?