Brawo Kolekorz! Wygrał z Jagiellonią 2:1 i tylko to się dziś liczy, jakość gry lepiej przemilczeć. Był zabójczo skuteczny, ale tylko w pierwszej połowie, którą zakończył dwubramkowym prowadzeniem. Po przewie totalnie dał się zdominować. To była obrona Częstochowy. Gospodarze osiągnęli ogromną przewagę, nacierali non stop, ale strzelili tylko jedną bramkę. Nie wykorzystali nawet pomocy sędziego Sylwestrzaka, który ich uratował przed czerwoną kartką.
Nie po Douglasa, nie po Anderssona sięgnął trener Lecha obsadzając lewą obronę, ale po młodego Gurgula. Chwalił go ostatnio za wydolność i zimną krew. Niespodzianką było też postawienie na Kwekwesikiriego, a nie na Murawskiego na środku boiska. Tym razem na ławce rezerwowych nie roiło się od młodzieżowców. Zasiadł tam tylko Tomaszewski, co świadczy, że sytuacja kadrowa poprawia się. Inna sprawa, że młodzieżowców w wyjściowym składzie było aż trzech.
Już w pierwszych minutach Lech stworzył duże zagrożenie pod bramką gospodarzy, po szybkim ataku Marchwiński umiejętnie podał do Velde, ten po drugiej stronie pola karnego wypatrzył Karlostroma. Płaskie dośrodkowanie Szweda nie było dokładne, „Marchewie” nie przydało się wyjście na dobrą pozycję. Po chwili pozycyjnie zaatakowała Jagiellonia. Zamknęła Lecha, wykonywała kilka rzutów rożnych. Mecz był wyrównany, raz jedna drużyna, raz druga rozgrywała piłkę w środku pola i wyprowadzała ataki.
W 18 minucie Lech rozegrał świetną akcję. Marchwiński podał na lewą stronę do Velde, ten zszedł do środka, ale nie dośrodkowywał, lecz odegrał do Marchwińskiego, który mierzonym strzałem umieścił piłkę w dolnym rogu bramki Alomerovicia. Lech prowadził, a co ważniejsze, zmusił Jagiellonię do ataku pozycyjnego. Ta znana z wyprowadzania kontrataków drużyna nieźle się spisywała także i w tym elemencie, sprawnie zdobywała teren, mogła też liczyć na sędziego Sylwestrzaka, który chciał być w centrum wydarzeń, ale różną miarę przykładał do przewinień obu drużyn.
W tej części meczu Kolejorz pokazywał wiele jakości w grze. Mało było niecelnych podań, akcje ofensywne były przemyślane. Nie minęło pół godziny, a prowadził już 2:0. To był stały fragment gry, a nawet dwa. Rzut wolny spod bocznej linii boiska wykonał Hotić. Po kolejnej próbie dośrodkowania, w wykonaniu Gurgula, piłka trafiła w rozłożoną rękę obrońcy Jagiellonii i nie było wątpliwości – rzut karny. Do piłki podszedł Filip Szymczak i pewnym strzałem załatwił sprawę.
Jagiellonia wzięła się do roboty, jej ataki nosiły zalążek bramki, ale i Lech dobrze się odgryzał. Ostatnie minuty pierwszej połowie to już dominacja gospodarzy. Lech został zmuszony do obrony całą drużyną, na szczęście skutecznej. Jeszcze gorzej dla Lecha wyglądał początek drugiej połowy, gdy w ogóle nie istniał. Kompletnie stracił panowanie nad wydarzeniami. Jagiellonia grała szybko, z pierwszej piłki, atakowała non stop, goście nie mieli nic do powiedzenia, grała jedna tylko drużyna, bardzo zresztą dobrze.
Już po ośmiu minutach wynik mógł się zmienić. Gurgul, który kilka razy był bliski spowodowania rzutu karnego, sfaulował wychodzącego do podania przeciwnika. Rzut karny był ewidentny, jednak tuż przed jego wykonaniem VAR dopatrzył się pozycji spalonej i Lechowi się upiekło. Widząc bezradność Lecha w ofensywie, trener Rumak zdecydował się na zmianę – za Hoticia wszedł na boisko Gholizadeh. I kompletnie zawodził, przegrywał pojedynki, nie udzielał się w obronie. Minuty mijały, przewaga Jagiellonii nie malała. Lech się bronił desperacko, czatował na kontrę, co mu kompletnie nie wychodziło.
W 80 minucie obrońca Jagiellonii Dieguez powinien wylecieć z boiska za drugą żółtą kartkę, taktycznie sfaulował bowiem Szymczaka. Sędzia Sylwestrzak nie dostrzegł tego wydarzenia. Lech tym bardziej ma prawo czuć się oszukany, że po chwili gospodarze zdobyli kontaktowego gola. To jeszcze bardziej napędziło ataki gospodarzy, Lech nadal był bezradny w ofensywie, oddał środek pola, tracił wszystkie piłki, nie stać go było na zwalnianie gry. Mecz został przedłużony aż o 9 minut. W tym czasie trwał szturm gospodarzy i desperacka obrona Kolejorza. Jeszcze w ostatniej minucie świetna obrona Mrozka zapobiegła stracie gola.