Ostatni mecz w roku trzeba rozegrać, pierwszy raz od dawna, po całym tygodniu przerwy. Piłkarze Kolejorza mieli okazję wypocząć dłużej niż zwykle, ale nie wiemy, jak to na nich podziała. Oby nie tak, jak w przypadku ostatniej przerwy reprezentacyjnej, która zamiast pomóc, całkowicie zbiła sprawnie dotychczas funkcjonująca drużynę z pantałyku, spowodowała stratę formy, wytrąciła zespół z rytmu.
Rok warto zakończyć zwycięstwem, ale jak na złość Lech jeszcze do Białegostoku, gdzie nie wygrywa od wielu lat. Nowy stadion Jagiellonii pozostaje dla niego twierdzą niezdobytą. Bywało, że gospodarze gubili punkty w każdym meczu i wydawało się, że nie mają szans w starciu z rozpędzonym Lechem. I rzeczywiście goście mieli wielką przewagę, ale i tak wracali do Poznania bez punktów. Coś w tym jest.
Brak wyrachowania – tym cechuje się gra Lecha tej jesieni. Tylko w meczu przeciwko Villarral potrafił wykorzystać ofensywne ustawienie przeciwnika, przeczekać jego ataki, wyprowadzać kontry, zadawać ciosy. W wielu innych meczach to on bywał karcony przez słabszych przeciwników. Kuriozalny przebieg miało spotkanie ostatnie, przeciwko Koronie. Niewiele brakowało do porażki mimo ogromnej przewagi w każdym aspekcie gry, a zwłaszcza w liczbie celnych strzałów. Lech oddał ich aż 16. Stracił dwa gole w wyniku wideoweryfikacji, a trzeci rzut karny dla rywala też wchodził w rachubę.
Piłkarze Jagiellonii byliby uradowani, gdyby Lech zagrał tak, jak przeciwko Koronie, czyli atakując często, dużą liczbą piłkarzy, ale schematycznie i bez dużego tempa, z odsłonięciem tyłów i brakiem odpowiedzialności podczas interwencji we własnym polu karnym. Lechowi nie wolno postępować tak, jak Villarreal w meczu przeciwko niemu, bo to będzie woda na młyn dla przeciwnika. Rozmach w ataku? Nacieranie dużą liczbą graczy? Częste oddawanie strzałów z dystansu? Bardzo proszę, ale tylko pod warunkiem, że będą z tego gole. Nie ma wątpliwości, w której drużynie grają lepsi piłkarze. Na każdego jednak trzeba mieś sposób, a Jagiellonia we wszystkich poprzednich meczach potrafiła go znaleźć.
Nie trzeba już oszczędzać piłkarzy, wykorzystywać zaplecze klubowej kadry. John van den Brom może wystawić wszystkich swych najlepszych zawodników. Problem tylko w tym, że ci teoretycznie najlepsi mogą dać drużynie mniej niż inni. Bez świetnej postawy Amarala Lechowi trudno byłoby wywalczyć mistrzostwo Polski. Po letniej przerwie jest to zupełnie inny zawodnik. Więcej drużynie szkodził niż pomagał. W ostatnim meczu o tyle się przełamał, że zdobył ładnego gola, ale stało się to po oddaniu niezliczonych, niecelnych albo obronionych przez bramkarza strzałów.
Można się spodziewać, że w ostatnim meczu trener da mu szansę ponownie. Przed nim zagra Ishak, na skrzydłach Velde, który normalnie zachowuje się tylko w meczach pucharowych, i ucieszony powołaniem na mistrzostwa świata Skóraś. W pomocy wystąpi Karlstrom, na bramce Bednarek, na bocznej obronie Pereira i Rebocho. Reszta to niewiadoma. Najbardziej prawdopodobne jest, że na środku obrony wystąpią Dagerstal i Milić, a na „szóstce” Murawski.