Brak podstawowego środkowego obrońcy to duże zmartwienie dla trenera van den Broma przed pierwszym meczem eliminacyjnym Ligi Mistrzów. Bartosz Salamon może być gotowy do gry dopiero za dwa tygodnie. Gdyby jeszcze jeden obrońca w międzyczasie doznał urazu, trener sięgnie po młodego Pingota lub Alana Czerwińskiego, nominalnego bocznego defensora.
Dobra wiadomość jest natomiast taka, że sprowadzeni do klubu kilka dni temu Gio Citaiszwili i Afonso Sousa są w formie, nie marnowali czasu w ostatnich tygodniach, badania potwierdziły ich wysoką wydolność, znajdą się więc w kadrze meczowej, trener będzie mógł z nich skorzystać. Nie bierze pod uwagę występu wychowanków z akademii w tak ważnym meczu. Twierdzi, że woli skorzystać z zawodników doświadczonych, a młodzi, którzy w środę mogą wystąpić w zespole rezerw, dostaną szansę pokazania się w pierwszym składzie w kolejnych spotkaniach.
Holenderski trener jest zwolennikiem futbolu ofensywnego, kreatywnego. Chce, by jego piłkarze grali w piłkę. Jak wspomniał Mikael Ishak, zaskoczyło go nawet, że w pierwszych treningach zawodnicy otrzymali zakaz podnoszenia piłki powyżej kolan, musieli grać podaniami po ziemi. Jednak we wtorkowym spotkaniu, jak podkreśla John van den Brom, będzie się liczył przede wszystkim wynik. Drużyna nastawi się nie tylko na ofensywę, ale i na unikanie błędów, dbałość o obronę, bo Karabach znany jest z umiejętności wykorzystywania słabości przeciwnika.
Konieczność gry w eliminacjach o tak wczesnej porze nie jest dla trenera poważnym problemem. Twierdzi, że trzeba przez to przejść, jeśli chce się potem mierzyć z zespołami z najwyższej półki. Skala trudności w przygotowaniach do pierwszego meczu nie była duża, bo zastał gotowy zespół, z dobrą mentalnością i wysokimi umiejętnościami. Prezentuje ten sam mniej więcej poziom, co zespół z Azerbejdżanu. Walory wtorkowego rywala są znane, podobnie jak słabsze strony, które Lech będzie chciał wykorzystać.
Zespół z Azerbejdżanu znany jest z tego, że na mecze wyjazdowe przyjeżdża wcześniej niż dzień przed spotkaniem. Lech, który za tydzień musi rozegrać rewanż w dalekim Baku, pójść w jego ślady nie może, bo w sobotę musi grać o Superpuchar Polski, a dla PZPN ważniejsze było rozegranie tego meczu niż jego przełożenie, czyli stworzenie Lechowi większej szansy na awans. Jeśli uda się awansować do fazy grupowej, grać trzeba będzie co trzy dni. Ostatnio Lechowi wyszło to fatalnie, ale teraz, jak zauważył Mikael Ishak, skład jest mocniejszy, większe jest też doświadczenie klubu i piłkarzy.