Bez jakości w ofensywie. Lech bezradny w Płocku

Ogromna przewaga w posiadaniu, mnóstwo stworzonych sytuacji bramkowych, tłamszenie Wisły Płock przez cały mecz nie przełożyły się na zwycięstwo. Lech nie tylko nie potrafił strzelić ani jednej bramki, ale i przez cały mecz oddał tylko dwa celne strzały. Na bardzo niskim poziomie grali zawodnicy ofensywni, zwłaszcza Bengtsson i Rodriguez, a Agnero pokazał, jak wiele mu brakuje do ligowego napastnika. Wynik bezbramkowy jest sukcesem gospodarzy.

Trzeci z rzędu mecz w identycznym wyjściowym składzie nie wchodził w rachubę, gdy gra się tak często. Trener jednak zaskoczył zostawiając na ławce Ismaheela, który grał w czwartek krótko, ale bramką i asystą dał zwycięstwo. Inny zmiennik z ostatniego meczu, Bengtsson zagrał w Płocku od początku, ale słabiutko. Agnero zdobył gole w ostatnich meczach, ale w samej końcówce, będąc na boisku krótko. Teraz nie zaistniał jako zmiennik Ishaka. Wracający po kontuzji Milić nie zastąpił juniora Mońkę, ale słabszego od niego Skrzypczaka. Po kilku minutach Chorwatowi uraz się odnowił, więc „Skrzypa” i tak wszedł na boisko.

Jak było do przewidzenia, Wisła grała ostrożnie, z dużą liczbą zawodników w obronie. Lech był przez prawie 70 procent czasu gry przy piłce, ale krzywdy gospodarzom nie zrobił prowadząc akcje powoli, atakując pozycyjnie. Na nic innego gospodarze nie pozwalali. Za to po stracie piłki, które prędzej lub później następowało, trzeba było szybko organizować się w obronie, by nie zaskoczyć się kontratakiem. Szybkie akcje Wisły były groźniejsze niż powolne Lecha, ale tylko na początku meczu.

Po pół godzinie mecz został przerwany, piłkarze zeszli do szatni. Powód – odpalone race. Nie dość, że stadion spowił gęsty i długo utrzymujący się dym, to obecnym na boisku trudno było oddychać. Gdy gra została wznowiona, niewiele na boisku się zmieniło. Wisła schowała się za podwójną gardą, a schematycznie atakujący Lech był zupełnie bezradny. Co z tego, że po każdej stracie natychmiast odzyskiwał piłkę, czyniąc Wisłę bezradną w ofensywie, skoro i tak nie wiedział, co z nią zrobić. Mnóstwo akcji popsuł Rodriguez.

Kiedy udało się w końcu defensywę wymanewrować, wychodzący na idealną pozycję Bengtsson przewrócił się na prostej drodze, a po chwili zmarnował kolejną akcję. W grze Lecha brakowało jakości, pomysłu, a przede wszystkim szybkości, więc grającym kompaktowo na własnym polu karnym gospodarzom nic nie groziło. Mnożyły się groźne sytuacje pod bramką Wisły, zwłaszcza po zejściu z boiska Agnero i niewyraźnie grającego Palmy, wejściu na nie Ishaka i Gholizadeha.

W 64 minucie trener Wisły wziął czas. Bramkarz Leszczyński bardzo „cierpiał” i trzeba mu było udzielić pomocy lekarskiej, w tym czasie Mariusz Misiura wezwał podopiecznych na odprawę i dłuższy czas udzielał im szczegółowych instrukcji. Chwilę wcześniej przeprowadził zmiany w swej drużynie. Nic się jednak nie zmieniało. Tłamszenie Wisły, wybijanie im piłki z głowy nie przekładało się na oddawane strzały.

Udostępnij:

Podobne

Pokonali własne słabości. A potem Lozannę

Okropne męki cierpiał Lech w meczu Ligi Konferencji przeciwko Lausanne Sport. Prawie wszyscy zawodnicy zagrali poniżej możliwości, zmagali się przede wszystkim z własnymi słabościami. Wydawało