Wiele, wiele lat temu nasza reprezentacja wyeliminowała z mistrzostw świata aktualnego wicemistrza globu, naszpikowane gwiazdami Włochy, imprezę zakończyła na trzecim miejscu. Znani do niedawna tylko w Polsce piłkarze z dnia na dzień zyskali światową sławę i otrzymali propozycje gry w czołowych klubach świata, nierealne ze względu na panujący u nas komunizm. Przebywając we Włoszech z dumą obserwowałem dzieciaki grające w pikę i wołające: Gadocha! Lato! Tomaszewski! – tak jak dziś chcą być Messim, Mbape czy Ronaldo.
Czy takie czasy mogą wrócić? Czy Polska może przypominać malutką Chorwację, gdzie rodzą się piłkarze z innej niż u nas bajki? Albo Belgię, Holandię? Aby tak się stało, dzieciaki trzeba szkolić mimochodem. Głównym celem musi być czerpanie przyjemność i radości z gry w piłkę. Bez tego zawsze będzie im brakować luzu, pomysłowości, odwagi. Tę grę trzeba kochać od pierwszych lat życia, cieszyć się nią. Nie wolno pozbawiać dzieciaka euforii po efektownym przedrylowaniu przeciwnika. Byłem świadkiem niejednego trenerskiego ochrzanu, nazywania egoistą chłopaka, który szedł na przebój zamiast myśleć o drużynie.
Nie tędy droga. Na myślenie o zespole, o wygrywaniu i punktach, przyjdzie czas. Najpierw trzeba połknąć bakcyla i jak najwięcej grać. Po prostu grać, a nie realizować plany taktyczne. Piłka sama się obroni. Trenerzy powstrzymujący zapędy dzieciaków, a szczególnie tatusiowie zastępujący trenerów i żądający od swych pociech zwycięstw, to szkodnicy. Utrudniają rozwój młodego człowieka. Może on zostać dobrze wyszkolonym rzemieślnikiem, ale nigdy nie będzie zadziwiającym kunsztem artystą.
Lech Poznań jest dostarczycielem piłkarzy do reprezentacji. Szkoli ich, bo taki kierunek nadał klubowi kilkanaście lat temu Jacek Rutkowski. Nie wiemy, czy marzył mu się odpowiednik Ajaxu Amsterdam, mający w składzie klasowych wychowanków, czy też myślał o piłkarskim biznesie polegającym na sprzedawaniu piłkarzy ledwo opuszczą wiek juniorski. Teoretycznie – by było za co budować silną drużynę. Dobrze wiemy, jak to budowanie wygląda. Owszem, zdarza się pozyskiwanie graczy milionowej wartości, ale nie zawsze są to ruchy udane. Zdarzało się sprowadzenie ze Skandynawii lub Czech skrzydłowego, który przegrywał rywalizację z wchodzącymi do zespołu wychowankami.
Wyobraźmy sobie, że Lech nie musi sprzedawać wychowanków, bo może im płacić tyle, ile zarobią we Włoszech, Niemczech, w Anglii, a do tego zagwarantować im zrobienie w Poznaniu kariery. Oczywiście to mrzonka, ale teoretycznie możliwa. Kolejorz miałby w drużynie Bednarka, Marcina Kamińskiego, Gumnego, Jóźwiaka, Bereszyńskiego, Modera, Linettego, Jóźwiaka, Kubę Kamińskiego, Kownackiego, Skórasia, a do zespołu pukaliby kolejni juniorzy. Wystarczy postarać się o kilku klasowych zagranicznych graczy, przede wszystkim bramkarza, by stworzyć ekipę, która w cuglach rok po roku będzie zdobywać mistrzostwo, niejeden raz zamelduje się Lidze Mistrzów, zarabiając dla klubu pieniądze potężne. Co jakiś czas wychowankowie odchodziliby, ale wtedy nie za kilka milionów, lecz za kilkadziesiąt. Utopia? W obecnych warunkach – jasne, że tak.
Nasza liga to peryferie piłkarskiego świata. Klub zarządzany jest chałupniczo, nikomu nie zależy na wypłynięciu na szersze wody, na regularnie zdobywanych trofeach. Właściciela stać na zatrudnienie piłkarskich fachowców, ale woli osobiście zarządzać klubowym sportem. W ten sposób dochodzi do partactwa, takiego jak strata wspomnianego Bartosza Bereszyńskiego, traktowanego przez kibiców jako rasowy zdrajca, bo zamienił Lecha, w którym był nikim, na wrażą Legię, gdzie zrobił karierę. Nie musiało tak być. Śmiejemy się ze stołecznych „specjalistów”, którzy nie poznali się na Lewandowskim. Dlaczego Lech, specjalizujący się w zapewnianiu rozwoju młodym talentom, nie docenił potencjału swego wychowanka „Beresia”?
Możemy sobie pomarzyć o lepszych czasach i wielkich sukcesach naszego Kolejorza, bo kto nam zabroni. Zdajemy sobie jednak sprawę, z jakim klubem mamy do czynienia. Nie będzie sukcesów, gdy szefom klubu nie zależy na obronie tytułu, odpuszczają letnie okienko transferowe, godzą się na dziury w składzie i przez oszczędność za darmo sprowadzają bramkarza, który doprowadza do ogromnych strat finansowych i wizerunkowych. W takich warunkach, przy takich ludziach, nic nie będzie z prawdziwego rozwoju klubu, tak jak nic nie będzie z reprezentacji pozbawionej piłkarzy odważnych i błyskotliwych, grających w piłkę.
Józef Djaczenko