Belgijskie perypetie Lecha

Przez dotychczasowe rundy eliminacji do Ligi Europy Lech przechodził z zadziwiającą łatwością. W drugich połowach wyraźnie górował nad grającymi na własnych stadionach, ale dobrze rozpracowanymi przeciwnikami. Wiedział, jak się do nich dobrać, wykorzystać słabsze strony, stworzyć sobie szanse. Teraz będzie trudniej. Wyrachowany belgijski przeciwnik ma mniej słabości.

Lech mierzył się już z drużynami z Belgii, za każdym razem ustępując piłkarską jakością i odpadając, choć w 2009 roku pechowo. Wylosował Club Brugge. Najpierw grał u siebie, a raczej we Wronkach, bo na Bułgarskiej trwała rozbudowa. Belgowie dominowali, nie dali jednak rady strzelić bramki, w dodatku tuż przed końcem ukarał ich Peszko. W rewanżu Lech starał się obronić przewagę. Stracił gola, doszło do dogrywki, potem do rzutów karnych, wygranych przez gospodarzy.

Dwa lata temu przeciwnikiem Lecha był KRC Genk, drużyna wówczas czołowa w swej lidze. Jej gracze trafiali potem m.in. do Premier League (Trossard i Samatta), do Serie A (Rusłan Malinowski). Prowadzący Lecha Ivan Djurdjević przeciwstawił im Orłowskiego, De Marco, Vujadinovicia, Cywkę. Ten ostatni zdobył zresztą jedyną bramkę w przegranym dwumeczu. Kamil Jóźwiak był wtedy zmiennikiem Makuszewskiego.

Znawcy ligi belgijskiej twierdzą, że Royal Charleroi to zespół bez porównania słabszy niż tamten Genk. Nie trzeba być natomiast wybitnym znawcą ligi polskiej, by zauważyć różnice między jednym i drugim Lechem. Obecny to inna piłka, inny styl, inna jakość.

Liga belgijska i liga polska mają się do siebie nijak. Nie można porównywać jakości zawodników, taktyki. Kiedy kluby z jednej i drugiej ligi stają przeciwko sobie, nietrudno wytypować faworyta. Jest jednak coś, co proporcje te narusza: Lech. Nie gra tak, jak inne polskie kluby, choć nie w każdym meczu potrafi ujawnić swoje najmocniejsze strony.

Nie jest więc bez szans w starciu z solidnym, ale nie grającym przesadnie widowisko Charleroi. Musi tylko wznieść się na wyżyny i wystrzegać się tego, co wciąż mu nie pozwala dominować w rodzimej lidze: błędów w obronie, nieprzemyślanych zagrań, zdumiewająco prostych, jak na taki zespół, strat. W tak ważnym spotkaniu pomyłki będą niewybaczalne. Przeciwnik potrafi wykorzystać każde złe podanie, każdy nieudany drybling.

Udostępnij:

Podobne