Mistrz Islandii zwietrzył wielką szansę. Po domowym zwycięstwie nad Lechem realny jest awans do czwartej rundy eliminacji Ligi Konferencji, gdzie Dudelange z Luksemburga jest zespołem w zasięgu. Można odnieść historyczny sukces – wejść do grupy europejskich pucharów. Dlatego Islandczycy przylecieli do Poznania już w poniedziałek, we wtorek trenowali na stadionie Warty, a środę przy Bułgarskiej. Nastawiają się na wyeliminowanie mistrza Polski.
Trener Vikungura Arnar Gunnlaugsson nie ukrywa, że goście zamierzają Lechowi wysoko zawiesić poprzeczkę. Zastosują wysoki pressing, agresywną grę na całym boisku. Piłkarze Kolejorza nie będą mieli dużo miejsca na rozegranie akcji. Zapowiada się mecz intensywny, każda strata piłki może się źle skończyć. O tym, że Vikingur potrafi atakować, Lech przekonał się już tydzień temu. Także o tym, że gra aktywnie w obronie, utrudnia rozgrywanie piłki i oddawanie strzałów z dystansu.
– Zdajemy sobie sprawę, że od pierwszych minut przyjdzie nam się zmagać z intensywnymi atakami Lecha. Obrona musi zagrać perfekcyjnie, by nie stracić bramki. Jednak będziemy próbowali stosować naszą grę, czyli agresywną, intensywną, z pressingiem – mówi trener Vikingura.
Julius Magnusson, kapitan Vikingura nie ma wątpliwości, że piłkarska jakość jest po stronie Lecha, ma on graczy o większej klasie, bardziej znanych. Przewaga zespołu z Islandii będzie natomiast polegała na tym, że ma bramkę w zapasie i nic do stracenia. – Nie oczekiwało się od nas, że awansujemy do następnej rundy. Musimy w stu procentach pokazać nasze umiejętności i zrealizować plan, jaki sobie nakreśliliśmy przed czwartkowym meczem. Jeśli nie popełnimy błędów, może się zdarzyć to, co w poprzednim meczu – ma nadzieję 24-letni islandzki rozgrywający.
Boisko było atutem Islandczyków w pierwszym spotkaniu. Teraz role się odwrócą. – U siebie mamy sztuczną nawierzchnię, ale potrafimy grać też na naturalnej – twierdzi kapitan Vikingura. – Pokazaliśmy to w naszej lidze, gdzie są różnego rodzaju boiska i w europejskich pucharach. Oczywiście Lech zagra na boisku, które zna bardzo dobrze, ale my na trawie też sobie dobrze radzimy.
Trener Gunnlaugsson nie ma obaw, że jego zespół nie wytrzyma trudów ewentualnej dogrywki i rzutów karnych. – Jesteśmy nawet do tego lepiej przygotowani niż przeciwnik, bo nasz sezon trwa już trzy miesiące, a Lech zagrał dopiero kilka meczów. Dogrywka stworzyłaby nam duże szanse awansu – twierdzi islandzki trener. Jeżeli natomiast trener czegoś się obawia, to tego, że jego drużyna nie jest w pełni profesjonalna i może stracić koncentrację, a przez to bramkę.
Vikingurowi, jak podkreśla trener, przyjdzie grać na dużym stadionie, przy żywiołowym dopingu, z którego kibice Lecha są znani. Trzeba zachować zimną krew i rozegrać partię szachów, w które będą się liczyć nie tylko umiejętności piłkarskie, ale i zachowanie spokoju. Występ na takim stadionie nie będzie dla ekipy gości czymś nowym. W podobnych warunkach grała niedawno w Malmoe, przy 15-20 tysiącach głośno dopingujących kibiców. Vikingur zagrał tam dobry mecz, mimo że nawierzchnia była naturalna, przegrał tylko 2:3. – Widziałem na materiałach wideo, że w Poznaniu kibice są podobni – mówi trener Vikingura, który jeszcze nie wie, że kibice Lecha na mecz jego drużyny tłumnie nie przyjdą.