To nie ten sam Lech. Co się stało z drużyną Frederiksena?

Kiedy mecz Lecha prowadzi pan Raczkowski, można spodziewać się problemów. Pan sędzia znów nie zawiódł, zepsuł rywalizację. Nie można jednak powiedzieć, że bez jego pomocy Puszcza Niepołomice nie zdobyłaby trzech punktów. Lech był wyjątkowo słaby, nic mu nie wychodziło, popełnił tak ogromną liczbę błędów w ofensywie i defensywie, że to nie miało prawa nie przełożyć się na wynik.

Kiedy jeszcze oba zespoły występowały w komplecie, było widać, że Lech ma problemy z grą. Być może boisko było zbyt równe jak na przyzwyczajenia piłkarzy z Bułgarskiej. Choć od początku panowali nad wydarzeniami, to nie mieli pomysłu na zdyskontowanie przewagi w posiadaniu piłki. To nie mogło się powieść przy tak dużej liczbie nieudanych zagrań. Podawanie na tzw. ścianę, odgrywanie z pierwszej piłki, szukanie zagrań prostopadłych ma sens tylko przy zachowaniu precyzji. Od pierwszych akcji było widać, że drużyna jest rozregulowana, na własne życzenie traci piłkę, popełnia niewymuszone błędy.

Który to już raz Brian Fiabema krytykowany jest za brak umiejętności? Sama szybkość to za mało, by pomóc drużynie. Oszczędzany jest tylko wtedy, gdy akurat uda mu się niczego nie zepsuć, piłka się od niego nie odbija. Surowiej od niego oceniany jest Ba Loua, mówi się o zamiarze pozbycia się go z klubu. To prawda, że zawodzi, mało z niego korzyści, ale potrafi więcej niż Fiabema. Trener mówił na pomeczowej konferencji, że Norweg zasłużył na występ dobrą pracą na treningach, poza tym potrzebny był szeroko grający skrzydłowy. Jego zdjęcie z boiska tłumaczył zmianą taktyki. To dobrze, że publicznie nie krytykuje swych graczy. Jednak prawdziwą krzywdę robi niektórym z nich wystawiając ich do gry.

Kontrowersyjna decyzja Raczkowskiego po faulu Gurgula długo jeszcze będzie komentowana. Sam arbiter nie sprawiał wrażenia przekonanego, długo oglądał powtórki. Wyciągnął jednak czerwony kartonik, co powinien robić tylko wtedy, gdy jest pewny swych racji. Gdyby VAR się nie odezwał, prawdopodobnie nikt by się nie upominał o „czerwień”, sam na sam z bramkarzem był przecież inny zawodnik, po prostu nie byłoby tematu. Trener Puszczy owszem, protestował, ale w sprawie rzekomego zatrzymania piłki ręką. Prawdziwe intencje sędziego z Warszawy poznaliśmy, gdy Abramowicz, który widział wcześniej żółtą kartkę, zdzielił Murawskiego łokciem w twarz. Gdyby zgodnie z przepisami Raczkowski sięgnął po kartkę, nikogo by nie zaskoczył. Wolał Puszczę oszczędzić. Władze Lecha powinny zabiegać, by tak „uczciwy” arbiter trzymał się od klubu z daleka. Krzywdzi go nie po raz pierwszy.

Nawet w osłabieniu można wygrywać mecze, zwłaszcza gdy różnica w umiejętnościach piłkarzy jest tak duża. Lech próbował atakować, ale czynił to dramatycznie nieudolnie. Tylko Gholizadeh starał się jak mógł, zdobył nawet bramkę, nieuznaną przez spaloną pozycję Sousy. To była jedyna groźna, bo szybka akcja Lecha. Pozostałe rozgrywał ślamazarnie i na niskiej jakości. Od dawna nie widzieliśmy tak wielu podań do nikogo, zagrań zwyczajnie głupich. Za to Puszcza miała jedną okazję bramkową po drugiej. I wcale nie musiała się wysilać, by przejmować piłkę i inicjować kontrataki. To Lech się jej pozbywał, uruchamiał ataki przeciwnika.

W tym meczu poznaliśmy różnicę między umiejętnościami Anderssona i Gurgula. Młodzieżowiec szuka gry do przodu, Szwed z reguły kieruje piłkę do tyłu, korzysta wyłącznie z lewej nogi. Przekonaliśmy się też, że Douglas jest aktualnie lepszym defensorem niż Salamon. I nie chodzi tylko o kompromitujący błąd, pozwalający Puszczy zdobyć drugiego gola.

Lech w Krakowie nie był sobą. Nikt by nie powiedział, która drużyna jest liderem, a która zamyka tabelę. Duży wpływ na to, że polska liga jest tak nieprzewidywalna i wyrównana mają dramatyczne wahania formy zespołów najlepszych. Naszym czołowym klubom trudno zarzucić, że są profesjonalnie zarządzane, że kasa wydana na piłkarzy nie marnuje się. Właśnie dlatego nie widać ich w Lidze Mistrzów, Lidze Europy. Za tydzień mecz z Legią. Gdyby Lech grał tak, jak latem, o wynik można byłoby być spokojnym. Legia spisywała się wówczas słabiutko, ale teraz jest odwrotnie. Lech gra co tydzień, tylko w lidze, ma czas spokojnie trenować, podtrzymywać formę i intensywność w grze. Gdzieś się jednak one zapodziały, natomiast zespołom występującym w pucharach gra co kilka dni nie wadzi, przynajmniej do tej pory.

Udostępnij:

Podobne

Murawski: zatrzymają się na nas

Gospodarze nie przystąpią do niedzielnego meczu z Lechem wypoczęci. Nie mogli się do tego starcia przygotowywać długo. Jeszcze w czwartek wieczorem rozgrywali historyczny dla siebie

Atuty po stronie Lecha

Gdy cztery czołowe zespoły grają między sobą, wiele można się spodziewać po kolejce ligowej. Lech zainteresowany jest tylko utrzymaniem pozycji lidera, a zwycięstwo w Białymstoku

Zgrany zespół czy indywidualna jakość?

To był kolejny występ Lecha, w którym zwycięstwo zawdzięcza nie sposobowi gry, ale klasie czołowych, najlepszych w lidze piłkarzy. Niektóre elementy szwankowały, z meczu na

Zwycięstwo z małym niedosytem

Ze Stalą Mielec Lechowi nigdy nie grało się łatwo, można więc było się obawiać, że znów wpadnie w pułapkę. Pokonanie rywala 3:1 jest cenne, przyniosło