Rzeczywistość równoległa

Słynny już wywiad Dariusza Mioduskiego, właściciela Legii Warszawa, opublikowany na klubowej stronie internetowej, otworzył wielu ludziom oczy na mentalność obowiązującą na Łazienkowskiej. Mówi się, że pan prezes strzelił sobie samobója, a nawet kilka samobójów, że skompromitował siebie i swój klub – jakby ten wywiad był czymś nowym, niespodziewanym. Jakby niektórzy nie wiedzieli jeszcze, że Legia działa na specjalnych zasadach.

Kiedy warszawiacy zaczęli przegrywać mecz za meczem i obsunęli się do strefy spadkowej, nie brakowało takich, co oczami wyobraźni już widzieli walkę tego klubu o utrzymanie. Dominuje pogląd, że spadek Legii jest niemożliwy „z urzędu”. Natychmiast znalazłyby zastosowanie ratujące ją kruczki prawne, a raczej bezprawne. Pojawiłyby się pomysły powiększenia ligi, zmiany regulaminu w tracie rozgrywek i inne machlojki. W tym kraju nie takie numery przechodziły i niestety wciąż przechodzą. Prawdopodobnie za chwilę Legia odbije się od dna, jednak wszystkie te dyskusje i spekulacje potwierdzają patologiczny układ.

Kolejne porażki warszawiaków stały się przedmiotem ogólnonarodowej debaty. Temat ten zdominował wszystkie publicystyczne audycje sportowe. Nawet „Superpiątek” w Canal+, poprzedzający transmisję meczu Lecha, nie mógł się zacząć inaczej niż dziennikarską dyskusją o sytuacji Legii. Każdej drużynie może się zdarzyć większy lub mniejszy kryzys, każda może doznać historycznej klęski. Roztrząsanie tego na wszelkie sposoby kompromituje tych, co dają się w to wciągać. I zniechęca do włączania telewizora.

Warto sobie przy tej okazji przypomnieć, z jakiej tradycji wywodzi się Legia. Nie jest prawdą, że za komuny jej pozycja i sposób działania budziły niechęć w niemal wszystkich polskich miastach. Ona budziła nienawiść i wściekłość. Mogła sobie wziąć, całkiem za darmo, dowolnego piłkarza w wieku poborowym, powołując się na ustawę o obronie granic Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Jej nazwę poprzedzał skrót CWKS. W wolnym tłumaczeniu – CSKA. Komunizm w Polsce przeminął, ale w Legii są przekonani, że wciąż mogą działać na starych zasadach.

Po wojnie Legia robiła w Polsce co chciała, a stołeczni dziennikarze umacniali ją w przekonaniu, że jej się to po prostu należy. Cieszyli się, że na Łazienkowskiej będą oglądać największe talenty ze Śląska, Wielkopolski, Pomorza. Poznaniacy, wciekli z powodu powoływania do armii kolejnych piłkarzy Lecha, a skazani na prasę sportową ukazującą się w Warszawie, czytali ją z oburzeniem i bezsilną wściekłością. W latach osiemdziesiątych cieszyli się, że Jan Urban, czołowy polski piłkarz, jest już prawie w Lechu, jego żona wybrała mieszkanie. Niestety na piłkarzu łapę położyła Legia, zaczęły się przepychanki, na których skorzystał Górnik Zabrze, a resort górniczy był za komuny potężny. Tak wtedy wyglądał rynek transferowy. Już go nie ma, ale tamta mentalność tu i ówdzie przetrwała.

Sięgający po cudzego trenera Mioduski nie robi niczego nowego. Pamiętamy wypowiedzi jego poprzednika Leśnodorskiego, wyrażającego zadowolenie z funkcjonowania akademii Lecha Poznań i przekonanego, że marzeniem każdego młodego piłkarza jest gra na Łazienkowskiej. To wtedy Legia wyciągnęła z Lecha Krystiana Bielika, skaperowała Bartosza Bereszyńskiego. Mioduski idzie w ślady poprzednika i oznajmia, że podjął decyzję w sprawie Marka Papszuna. Umowa trenera z innym klubem, plany Rakowa Częstochowa? Jakie to ma znaczenie? Skoro trener jest potrzebny, to się go po prostu weźmie.

Warszawscy komentatorzy, nieustannie wszczynający dyskusje o Legii, nie są chyba świadomi, jak dużą niechęć budzi centralny klub. Gdyby partackie zarządzanie rzeczywiście doprowadziło go do degradacji, wszędzie, jak Polska długa i szeroka, uznano by to za sprawiedliwość dziejową. Jeśli jest to nierealne, to z powodów innych niż sportowe.

Udostępnij:

Podobne

Koniec roku weryfikuje oczekiwania

Miało być przepięknie. Prezentujący atrakcyjny, ofensywny futbol Lech wypracowałby w tym roku przewagę nad największymi ligowymi rywalami i wiosną pewnie zmierzał po mistrzostwo, by potem

Niech nas znów zaskoczą. Byle pozytywnie

Niewiele brakowało, by Lech nie poniósł konsekwencji ubiegłotygodniowej niespodziewanej obniżki formy. Spośród jego największych konkurentów w walce o mistrzostwo tylko Raków odniósł zwycięstwo, w charakterystyczny