Lechia była faworytem tego meczu, ma przecież w składzie bardziej klasowych piłkarzy. Tyle, że ostatnio jej nie idzie, a Warta przekonała, że stać ją na wyniki, na które nikt by nie liczył. Długo wydawało się, że spotkanie przebiega zgodnie z planem gości. Mało było płynnej gry, więcej szamotaniny, twardej walki o piłkę. Lechia próbowała strzałów z dystansu, akcji skrzydłami. Kiedy Warcie udawało się przejąć piłkę, meldowała się pod polem karnym rywala w sześciu-siedmiu zawodników. Strzałów jednak nie oddawała.
Przez pół godziny nic się ciekawego na boisku nie działo. Atakująca Lechia była bezradna, a walczącej Warcie nie udawało się stworzyć żadnej ciekawej akcji. Aż gospodarze wykonywali stały fragment, po którym gości zaskoczyli i Adrian Lis musiał wyjąć piłkę z bramki. Tym razem dobrze zwykle spisująca się w takich sytuacjach obrona Warty zaspała.
Warcie w pierwszej połowie nie udało się oddać żadnego celnego strzału. Nie dążyła do odrobienia straty, mogła ją nawet powiększyć, na jej szczęście Trałka wybił piłkę zmierzającą do bramki. Drugą połowę goście zaczęli z bardziej ofensywnym nastawieniem. Zaatakowali odważniej, jednak niewiele z tego wychodziło. Lechia to drużyna doświadczona, nie miała wielkiego problemu z powstrzymaniem akcji poznaniaków. Wykorzystywała też każdą okazję do zaatakowania i liczyła na kolejne stałe fragmenty.
A jednak ambitnej Warcie udało się dopiąć swego. W zamieszaniu podbramkowym z podania Kuzimskiego gola zdobył Rybicki. Wyniki 1:1 utrzymał się do końca meczu.