Trener Lecha twierdzi, że gdyby jego zespół wykazał się większą skutecznością, nie mówiłoby się o kryzysie. Jednak skuteczność ta jest mizerna, drużyna nie tylko nie strzela bramek, ale i nie tworzy wielu okazji. Mamy więc prawo twierdzić, że wciąż jest w kryzysie. Musi się namęczyć i dać z siebie wszystko, by w sobotę, dzień po swoich 99. urodzinach, ograć sponiewieraną Jagiellonię.
Zespół z Białegostoku przestał wygrywać i obsuwa się w tabeli. Bogdan Zając nie jest już trenerem, tymczasowo zastąpił go Rafał Grzyb, który zapowiada, że jeżeli uda się wprowadzić nową organizację gry, to jego zespół wywiezie punkty z Poznania. Wcale nie jest to niemożliwe. Wiemy przecież, w jak słabej formie jest Lech i jak źle mu się gra z Jagiellonią. Co prawda pokonał ją 4:0 na pożegnanie poprzedniego sezonu, ale był wtedy rozpędzony, a ona przyjechała na Bułgarską poważnie osłabiona.
Skuteczność Lecha rzeczywiście jest słabiutka, co wynika ze złego przygotowania, z braku pomysłu na ofensywę, z ogromnej liczby indywidualnych błędów popełnianych przez Lechitów w każdym kolejnym meczu. W drużynie od poprzedniego roku zmieniło się wiele. Niestety, zmieniło się na gorsze. Dziś już nikomu mnie przyjdzie do głowy wychwalać Lecha za styl, za najpiękniejszą piłkę w lidze.
Wystarczy, że Jagiellonia zagra wzmocnioną defensywą, a pozbawi Lecha pomysłów na atakowanie. Nie radzi on sobie ze zmasowaną obroną przeciwników, widzieliśmy to przecież we wszystkich poprzednich meczach. Jeśli przypomnimy sobie, jak dobrze „Jaga” potrafi wyprowadzać kontry, to uświadomimy sobie, że Kolejorza wcale nie czeka spacerek. Kryzys rywala może okazać się złudzeniem.
Wznowił już treningi Tymoteusz Puchacz, który jednak nie nadaje się jeszcze do gry. Choć Wasyl Kraweć nie jest bocznym obrońcą najwyższych lotów, to powinien uwolnić Jakuba Kamińskiego od konieczności gry na tej pozycji, by mógł przydać się w ofensywie. Lech ma bowiem duży kłopot na skrzydłach. Kiedyś była to mocna strona drużyny, jeden z jej głównych atutów. To już przeszłość.
Po powrocie na boisko Ishaka trener ma większe pole manewru w ataku. Szwed może być nadal jedynym napastnikiem. Może też mieć na boisku partnera, gdyby w pełni sił był kontuzjowany ostatnio Johannsson. Dariusz Żuraw nie wyklucza gry dwoma napastnikami, zastrzega jednak, że warunkiem jest powrót wszystkich do zdrowia.
W poprzednich meczach Lechowi rzadko udawało się zdobywanie bramek w pierwszej połowie. Gdyby napoczął Jagiellonię dość szybko, byłoby mu łatwiej rozgrywać końcówkę spotkania. Ma to duże znaczenie w sytuacji, gdy trener bez względu na wynik posyła do boju młodzież.