Gdyby spełniły się medialne informacje i Lech zakontraktował Artura Sobiecha, transfer ten można byłoby określić jako spóźniony o dekadę. Kiedy gracz ten rozwijał się w Ruchu Chorzów, a Lech właśnie sprzedał Roberta Lewandowskiego, miał zamiar młodego napastnika pozyskać. Ruch zażądał za niego okrągłego miliona euro. Skusił się na to nie liczący się z groszem Janusz Wojciechowski, właściciel Polonii Warszawa. Dla Lecha było za drogo.
Gdyby wtedy pozyskał 20-letniego zawodnika, wyłożone pieniądze zwróciłyby mu się z nawiązką po sprzedaży go do mocnej ligi. Jednak nie sprowadziłby z Węgier Artjoma Rudniewa, jednego ze swych najlepszych strzelców w historii. Sobiech pograł rok w Polonii i został wytransferowany do Hanoweru 96. W 1 i 2 Bundeslidze przez 6 lat zdobył 28 goli, aż wylądował w dużo słabszym SV Darmstadt 98, po czym sprowadziła go Lechia Gdańsk. Ekstraklasy nie zawojował, strzelił kilkanaście bramek przez dwa sezony i odszedł do tureckiego Fatih Karagümrük SK, co miało związek z karierą jego żony, piłkarki ręcznej.
Teraz jego turecki kontrakt dobiegł końca, z czego chce skorzystać Lech. Za Sobiecha nie trzeba płacić. Ataku w ten sposób nie wzmocni, a tylko go uzupełni, bo 31-letni gracz ma znacznie mniejszy potencjał niż Mikael Ishak, a i od Arona Johannssona prawdopodobnie nie jest lepszy. Przyda się Lechowi na wypadek kontuzji napastnika, zwiększy trenerowi swobodę manewru. W tej sytuacji młody Filip Szymczak, który dopiero co podpisał trzyletni kontrakt, może zostać wypożyczony, by mieć możliwość regularnej gry.