Łatwo sobie wyobrazić gwizdy, jak nasilałyby się na stadionie w pierwszej połowie meczu Lecha z Łotyszami, gdyby na trybunach zasiedli kibice. Nie było ich, więc piłkarze Kolejorza całkiem bezkarnie bili głową w mur dając popis bezradności. Cierpliwość opłaciła się dopiero w drugiej połowie, gdy przeciwnik był mniej skoncentrowany. Awans do drugiej rundy eliminacji Ligi Europy stał się faktem.
FK Valmiera to czwarta drużyna słabiutkiej ligi łotewskiej. W składzie ma piłkarzy sprowadzonych z egzotycznych krajów, jednak żaden z nich nie zbliża się klasą do graczy Lecha. Wartość całego zespołu szacuje się na 2 miliony euro. Gruziński trener zapowiedział walkę, ambicję i chęć dobrego pokazania się w Poznaniu. Nastawił przy tym swój zespół na defensywę.
Lech raz po raz marnował ataki, nie potrafił skruszyć łotewskiego muru. Okolic bramki strzegło sześciu-siedmiu zawodników, na desancie było czasem dwóch, częściej jeden. O wiele łatwiej byłoby pokonać drużynę grającą w piłkę. Łotyszy na to nie stać, więc robili co mogli, by nie przegrać.
Lech atakował schematycznie, próby szybkiego rozegrania piłki kończyły się nieuniknioną stratą. Faworyci wikłali się w bezproduktywne dryblingi. Dużo zamieszania robił Jóźwiak, biegał i kiwał, co było wodą na młyn dla obrońców. Strzałów było niewiele. Nie popisał się Ramirez. Miał przed sobą pustą bramkę, daleko od niej nie stał. Nie ucelował. Miał w tym meczu niemal same nieudane zagrania, a wytrwał na boisku do końca.
Niecelnie podawał Puchacz, niewiele mu wychodziło. Moder wikłał się w pojedynki z kilkoma defensorami, biegał bezproduktywnie, strzelał z dystansu tak, by nikomu nie zrobić krzywdy, choć udało mu się znokautować przeciwnika blokującego uderzenie z rzutu wolnego. Ataków prawą stroną prawie nie było. Tym razem Kamiński wypadał blado, nie było z niego żadnej korzyści. Źle to wyglądało.
Początek drugiej połowy nie był lepszy. Stało się oczywiste, że sytuację może uratować błąd przeciwnika, opadnięcie z sił. Lech był cierpliwy, nacierał bardziej lub mniej schematycznie, ale nieustannie, aż przyniosło to powodzenie. Moder uderzył w stronę bramki, piłka po rykoszecie odbiła się od słupka, stający z boku Ishak dopadł do niej i z ostrego kąta celnie strzelił. Wiadomo było, że przeciwnik, jeśli ma w planie walkę o awans, a nie o uniknięcie wysokiej porażki, musi się wreszcie odsłonić.
Wciąż jednak priorytetem była dla niego obrona. Tylko od czasu do czasu zapuszczał się na połowę Lecha, małą liczbą graczy. A Kolejorz się rozpędzał, wykorzystywał każdą wolną przestrzeń, by zaatakować. Wreszcie rozegrał się Jóźwiak, trudno go było powstrzymać, Łotyszom wyraźnie zaczynało brakować sił. Popełnili pierwszy poważny błąd, piłkę odebrał im Tiba, popędził na bramkę, podał prostopadle do Ishaka i było 2:0.
Lech mógł zwolnić, grać na utrzymanie wyniku. Postawił na atak, jakby zależało mu na wysokim zwycięstwie. Łapiący z tygodnia na tydzień doświadczenie 18-letni napastnik Filip Szymczak znów strzelił gola. Po rajdzie Jóźwiaka otrzymał od niego świetne podanie i okazji nie zmarnował. Wynik 3:0 nie oddaje przebiegu meczu i miażdżącej przewagi kontrolującego mecz Kolejorza. Pierwsza połowa kosztowała go dużo nerwów. Na szczęście był cierpliwy.
Lech Poznań – FK Valmiera 3:0 (0:0)
Lech: Filip Bednarek, Robert Gumny, Lubomir Satka, Djordje, Crnomarković, Tymoteusz Puchacz, Jakub Kamiński (63 Alan Czerwiński), Jakub Moder, Pedro Tiba (80 Filip Marchwiński), Dani Ramirez, Kamil Jóźwiak, Mikael Ishak (84 Filip Szymczak).