Miejsce w pucharach pozwoliłoby uratować fatalny sezon. Kolejny, w którym ujawniła się żałosna niekompetencja ludzi odpowiadających z Lecha. Widoki na to są raczej marne. Drużynie daleko do normalnej klasy, jest po przejściach, w dodatku nie może grać żaden z czołowych zawodników ofensywnych. Kto ma strzelać bramki w meczu z Zagłębiem? A kto ma je wypracowywać?
Rywal to zespół dobrze zorganizowany, agresywny, potrafiący stosować pressing, z silnymi skrzydłami i twardą, zgraną obroną, prowadzony przez doświadczonego holenderskiego szkoleniowca. Trudno będzie wygrać bez Gytkjaera, Żamaletdinowa, Amarala, Makuszewskiego, jeśli bierzemy pod uwagę tylko graczy ofensywnych. Młodzież Lechowa ma duży potencjał, ale dziś jeszcze wysokiej klasy nie gwarantuje. Zwycięstwo nad Zagłębiem Lubin to dla obecnego Lecha zadanie, myśląc racjonalnie, niewykonalne.
Na szczęście w futbolu nie wszystko jest racjonalne. Zwłaszcza w polskiej lidze zdarzają się wyniki nieprzewidywalne. Zagłębie nie jest potęgą nie do pokonania. Gdyby wynik był korzystny dla Lecha, przedłużyłby sobie szanse na czwarte miejsce w tabeli przed kolejnymi spotkaniami, a czekają na niego rywale coraz trudniejsi: Cracovia, Lechia, Piast. Trzeba byłoby mieć mocną drużynę, by liczyć na ich pokonanie. Lech takiej nie ma. I nie wiemy, czy jej się dorobi, bo za budowę biorą się ci sami ludzie, którzy wszystko tak koncertowo… zepsuli.
Przed meczem z Zagłębiem trzeba albo mieć szczęście, albo dobrze wczuć się w mentalność trenera Dariusza Żurawia, by wytypować skład. Wszystko wskazuje, że w defensywie niespodzianek nie będzie, ale im bliżej bramki rywala, tym więcej niewiadomych. Kto będzie napastnikiem? Krzysztof Kołodziej „kupiony” z drużyny rezerw? Nastoletni Marchwiński? A może Jevtić, jeśli będzie zdrowy, lub któryś ze środkowych pomocników, na przykład Gajos? Na skrzydłach prawdopodobnie wystąpią Jóźwiak i Klupś, skład uzupełnią Trałka i Tiba. Na ławce rezerwowych nie będzie zawodnika, który mógłby wejść na boisko i zmienić losy meczu.