Ostatni raz na ekstraklasowe boisko wybiegł we wrześniu. Wiadomo było, że musiałby się zdarzyć cud, by trener stawiał na niego, a nie na Puchacza, Kamińskiego, Klupsia, czy zwłaszcza Jóźwiaka. Grał słabo, forma nie chciała wrócić, a nikomu, jak się wydaje, nie zależało, by ją odzyskał. Ratował się grą w rezerwach, by nie zgubić rytmu meczowego. Z czasem mógł zapomnieć i tym.
Urodzony na Podlasiu piłkarz do Lecha przyszedł w 2016 roku z Lechii Gdańsk. Kontrakt kończy mu się w czerwcu i oddając go do innego zespołu klub teoretycznie mógłby na nim zarobić, ale nie chce z tego skorzystać. Skrzydłowy ma oferty z polskiej ekstraklasy, choć na odejściu z Poznania finansowo straci. Może jednak liczyć na regularną grę, czyli na odzyskanie formy. W stawiającym na wychowanków Lecha był bez szans. Prawdopodobnie za kilka dni rozwiąże kontrakt i przygotowania do rundy wiosennej zacznie w nowej drużynie. Będzie kolejnym, po Amaralu i Żamaletdinowie ofensywnym graczem opuszczającym Lecha.