Jeśli Lech chce wrócić spod Jasnej Góry z punktami, musi wznieść się na absolutne wyżyny, rozegrać najlepsze spotkanie z dotychczasowych. Tak twierdzi trener Maciej Skorża. I trudno nie przyznać mu racji. Gdyby się powiodło, wyczyn Kolejorza byłby historyczny, bowiem po przerwach reprezentacyjnych z reguły rozgrywa mecze nie najlepsze, ale najgorsze.
Marek Papszun osiągnął w Częstochowie sukces, jakiego nie dokonałby w żadnym z topowych klubów. Nie powiodłoby mu się też w reprezentacji, ani nigdzie, gdzie żądają natychmiastowych zwycięstw, szybkich efektów pracy. W Lechu trenerzy zazwyczaj wylatują z posady, zanim zdążą na dobre wdrożyć swoje pomysły. Wystarczy kryzys spotęgowany przez nieumiejętne, niekonsekwentne zarządzanie sportem, seria porażek, wściekłość całego środowiska. W Rakowie trener mógł pracować spokojnie przez całe lata, wydobywać zespół z nicości, wcielać swój pomysł na taktykę, krok po kroku odnosić sukcesy.
Zamienił drużynę w sprawną maszynę, której funkcjonowanie trudno zakłócić. Trafiają do niej zawodnicy bez głośnych nazwisk, bez wybitnych osiągnięć, za to dobrze wpisujący się w schematy. Za chwilę zadziwiają dobrą grą, czynią postępy, promują się w ekstraklasie, a ostatnio i w Europie. Kiedy Raków awansował do ekstraklasy, Lech ogrywał go bez większych problemów. Po roku nie było już tak łatwo, a ostatnie mecze przyniosły wstydliwe porażki Kolejorza. Teraz jest liderem, który staje przed najpoważniejszą próbą. W niedzielny wieczór poznamy prawdę o jakości nowego Lecha.
Maciej Skorża przejął drużynę zmarnowaną pod każdym względem. Nieprzygotowaną do dużego wysiłku, nieskoordynowaną, poddającą się po pierwszym niepowodzeniu, pozbawioną obrony, mimo iż miała niezłych defensorów w składzie. Przez kilka miesięcy wykonał kawał dobrej roboty. Oglądamy innego Lecha. Poprzedni mecz dowiódł, jak dużo zmieniło się także w sferze mentalnej. – Końcówka, gdy wyrównaliśmy, dała nam dużo pozytywnej energii. Remisu wywalczonego w takich warunkach nie traktujemy jak zwykłą stratę punktów – nie ma wątpliwości trener Lecha.
Skalę trudności przed wyjazdem do Częstochowy zwiększa przerwa w rozgrywkach, podczas której można było złapać oddech, popracować nad taktyką, wdrożyć do zespołu nowych zawodników. Lech trenował mocno, bo trenerzy i piłkarze zdają sobie sprawę ze skali trudności. – To będzie jeden z najcięższych wyjazdów w sezonie. Potrzebujemy motywacji na najwyższym poziomie. Musimy rozegrać mecz zbliżony do perfekcyjnego – mówi Maciej Skorża. Twierdzi, że nowi gracze robią bardzo dobre wrażenie, są gotowi do gry, tylko Baturina rozchorował się i nie będzie do dyspozycji. Osoby obserwujące treningi nieoficjalnie potwierdzają wysoką klasę nowych graczy. Szczególnie imponuje Ba Loua.
Skąd te obawy o postawę lidera, skoro jest tak dobrze przygotowany, gotowy na wyzwanie, pozyskał klasowych graczy? Odpowiedzią jest terminarz. Lech uparł się, by przegrywać mecze rozgrywane po przerwach na kadrę. Nie wynika to z nieobecności w Poznaniu kadrowiczów. Przerwy najbardziej dają się we znaki tym, co trenują na miejscu, nigdzie nie wyjeżdżają. Tak skutecznie łapią oddech, że tracą wszystkie swoje walory. Dlaczego tak się dzieje? To zagadka, na którą nikt nie potrafi znaleźć odpowiedzi. Drużyny trafiające na takiego Lecha wygrywają los na loterii. Za miesiąc w równie dobrej sytuacji znajdzie się Legia.
Trener Skorża zdaje sobie sprawę tej przypadłości Lecha. Sam padał jej ofiarą, podobnie jak inni trenerzy, nie potrafił jej zwalczyć. Teraz ma kolejną szansę. Niewielu zawodników nie trenowało w Poznaniu. Frekwencja na zajęciach była wysoka, trener nie narzekał na brak komfortu. Właśnie dlatego postawa drużyny w najbliższym meczu jest zagadką dla wszystkich, z piłkarzami włącznie.