Kolejorz mistrzem Polski! Ograł Wartę, a Zagłębie Lubin pokonało Raków!

To było piękna sobota dla Lecha Poznań. Nie szło mu za bardzo w Grodzisku w meczu z Wartą, ale wyszarpał zwycięstwo i czekał na to, co wydarzy się w Lubinie. Tam Zagłębie odebrało nadzieje Rakowowi i przed ostatnim meczem w sezonie w Poznaniu zapanowała radość. Kolejorz dokonał tego, w co można było kilka tygodni temu wątpić. Po siedmiu latach wrócił na tron!

Wielokrotnie trener Maciej Skorża pomeczowe komentarze zaczynał od słów „źle weszliśmy w ten mecz”. Teraz też miał prawo tak powiedzieć, bo pierwsze fragmenty spotkania przeciwko Warcie upłynęły pod znakiem jej dominacji. Zastosowała pressing, nie dopuszczała Kolejorza do głosu, łatwo odbierała mu piłkę, a przede wszystkim już po 10 minutach zmusiła go do błędu, gdy van der Hart sfaulował Corryna w polu karnym.

Trzeba więc było zaczynać od odrabiania strat, a nie było to łatwe, bo Lechowi nic nie wychodziło. Mnożyły się straty i niecelne podania, co zdaniem trenera Skorży wynikało z mało sprzyjającej technicznej grze, „tępej” trawy. Kolejorz miał przewagę, ale nie zdołał zdominować Zielonych, zmusić ich do desperackiej obrony. Musiał też być uważny, Warta w pierwszej połowie grała dobrze, składnie budowała akcje, przedostawała się na poznańskie pole karny.

Było jej o tyle, łatwo, że bramkarz nie był silnym punktem drużyny gości. Koledzy bali się mu podawać piłkę, bo wybijając ją obsługiwał przeciwników lub kierował na aut. W miarę upływu minut ujawniała się piłkarska jakość Lecha, umiejętności jego graczy. Amaral potrafi więcej niż wszyscy zawodnicy Warty. Zdobył gola fantastycznym, sytuacyjnym strzałem lewą nogą. Piłka wpadła do bramki tuż przy słupku. To był decydujący moment, piłkarze Kolejorza zaczynali mecz od nowa i zdawali sobie sprawę, że teraz wystarczy zdobyć jednego gola.

Pomogli im fani Warty, którzy spowodowali zadymienie, wymuszając przedłużenie gry w pierwszej połowie. Doliczenie tylko trzech minut było rażącą niesprawiedliwością sędziów, Lechowa ławka protestowała, bo warto było wyjść na prowadzenie jeszcze przed przerwą. Oczekiwanie na rozwianie się dymu, zmiana kończącego karierę Łukasza Trałki, który zagrał tylko po to, by można go było uhonorować szpalerem już po minucie, gdy po raz ostatni w życiu opuszczał plac gry… Sędzia czekał też na decyzję VAR-u w sprawie rzutu karnego i ewentualnego spalonego w poprzedzającej akcji. Wszystko to trwało o wiele dłużej niż 3 minuty, ale i one wystarczyły – po rzucie rożnym i podaniu Rebocho Mikael Ishak zdobył zwycięskiego, jak się miało okazać, gola.

Druga połowa emocjonująca była tylko fragmentami. Lech stworzył groźną sytuację, gdy Ishak pomylił się minimalnie, a Amaral nie zdążył ze zmianą kierunku lotu piłki. Im bliżej było końca spotkania, tym bardziej Lech szanował piłkę, a z Warty stopniowo schodziło powietrze. Była groźna, postawiła się Lechowi, ale nie dała rady zrobić mu krzywdy. Piłkarze Lecha triumfowali, bo tytuł był o krok. Wtedy jeszcze nie mogli wiedzieć, że stanie się faktem już za kilka godzin!

Udostępnij:

Podobne