Czego nie nauczą w żadnej akademii?

W telewizji pokazali ostatnio, oprócz wielu innych ciekawych wydarzeń sportowych, dwa piłkarskie mecze międzynarodowe. Grały różne drużyny, różne były też wyniki, ale oba były do siebie podobne, miały wspólny mianownik: jedna drużyna grała w piłkę i cieszyła się tym, druga bardzo się męczyła, mogła liczyć tylko na zaskoczenie przeciwnika jedną udaną akcją, czyli na oszukanie wyniku.

W jednym meczu Polska zmierzyła się na własnym boisku z Holandią. W drugim Czechy grały z Portugalią. I tu, i tu goście nie pozostawili złudzeń, kto jest lepszy. O ile w „polskim” meczu wynik nie był miażdżący, bo goście strzelili tylko dwa gole po dwóch oddanych celnych strzałach, to w drugim gospodarze dali sobie wbić cztery bramki, choć powinno ich być dużo więcej. Polacy nie mieli kompletnie nic do powiedzenia, momentami bywali wręcz ośmieszani szybkością rozgrywanych akcji i luzem rywala, pozostawała im rola obserwatorów. Udawali, że przeszkadzają mistrzom. Żal było na to patrzyć. To samo mogą mówić zmiażdżeni przez Portugalczyków Czesi.

Przyczyna takiej nierówności była tylko jedna. I w drużynie Holandii, i w drużynie Portugalii grają bez porównania lepsi piłkarze. Różnica w umiejętnościach była przerażająca. Niby ludzie tacy sami, z tego samego kontynentu, grający w tę samą grę, ale tylko jedni potrafią z piłką robić to, co dla „zwykłych” piłkarzy jest nieosiągalne. I do tego ta radość z gry, swoboda, niekłamana satysfakcja z możliwości pokazania wysokich umiejętności. Czy to możliwe, żeby jedna nacja była niesamowicie uzdolniona do gry w futbol, a druga składała się z samych antytalentów? Predyspozycje trzeba mieć, ale dużo zależy nie tyle od szkolenia, co od podejścia do portu, do piłki nożnej, do rywalizacji, i to od pierwszych lat życia.

Był czas, gdy Polska rywalizowała z piłkarskimi potęgami jak równy z równym, grała bez kompleksów, dwa razy, w krótkim odstępie czasu, zajmowała trzecie miejsce na mistrzostwach świata, a wejście do finału wcale nie było dla niej nieosiągalne. Miała w składzie piłkarzy, nawet tych grających w polskiej lidze, dla których rywalizacja z europejskimi gwiazdami była zabawą, nie napawała ich lękiem przed kompromitacją. Czy kiedyś szkolili lepiej, mądrzej, intensywniej? Wprost przeciwnie. Młodzi ludzie później niż dziś trafiali do klubów, nawet w wieku kilkunastu lat. Pod skrzydłami szkoleniowców znajdowali się już jako potrafiący robić to, co najważniejsze: grać w piłkę, i w dodatku tym się cieszyć.

Każdy z wybitnych polskich piłkarzy z lat siedemdziesiątych, osiemdziesiątych opowiada, że sam się uczył grać w piłkę. Jako dzieciak mnóstwo godzin, właściwie każdą wolną chwilę spędzał na boisku, często zaimprowizowanym, gdzieś na podwórku, z byle jaką nawierzchnią. Techniki piłkarskiej uczył się po to, by okazać wyższość nad kolegami, ogrywać ich, bo nie było większej przyjemności niż przedrylowanie kilku kolegów, do tego bramkarza i zdobycie bramki. Nikt nie zliczy, ile godzin Boniek, Lubański, Gadocha, Szarmach spędzili na grze na podwórkach, ale było ich mnóstwo. Gdy trafiali do klubów, jako najlepsi w swym otoczeniu, potrafili dużo więcej niż dzisiejsi gracze w porównywalnym wieku po kilku latach fachowego szkolenia. Przede wszystkim – gra w piłkę była dla nich czystą, niczym nie zakłóconą przyjemnością.

Belgowie szkolili niegdyś podobnie, jak Polacy. Skutki były coraz gorsze. Wreszcie zmienili system. Nastawili się na swobodę, luz i przyjemność, uznając coś takiego, jak taktyka, za zjawisko w młodym wieku szkodliwe. Liczyła się wyobraźnia, improwizacja, pomysłowość, a w konsekwencji – umiejętność przewidywania. Posługiwanie się piłką przestało być rzemiosłem. Stało się radością. Kilkulatek grał tak, jak mu się podoba, byle sprawiało to przyjemność. Nie liczyły się wyniki meczów, a satysfakcja z posługiwania się piłką. Podobnie było w Holandii, gdzie amatorskich drużyn jest multum, przyjmują do nich już kilkulatków. Na profesjonalne szkolenie przychodzi czas, gdy młody człowiek wykształci w sobie to wszystko, na czym można budować.

Polskie kluby mogą sobie zakładać i rozwijać coraz lepsze akademie, zatrudniać trenerów po ważnych szkołach, realizować najnowocześniejsze programy i posługiwać się coraz doskonalszymi technologiami. W ten sposób wykształcą solidnych rzemieślników, którzy po długiej selekcji i debiucie w dorosłych drużynach okażą się lepsi od konkurentów i będzie ich można pokazać, a potem zamienić na pieniądze. Nawet jeśli to będą solidni piłkarze, nigdy nie dorównają kolegom z Belgii, Holandii, Francji, Hiszpanii, Portugalii, czy nawet Chorwacji. Nigdy nie będą lepiej od nich grać w piłkę. Karol Linetty był młodzieńcem super utalentowanym, jak na polskie warunki. Trafił do solidnej ligi, zrobił zawodową karierę. Jednak gołym okiem widać, choćby w meczach reprezentacji, co go różni od kolegów z czołowych drużyn Europy.

Sportową rywalizację można traktować jako przedłużenie wojny, inwestować w szkolenie, starać się wykazywać wyższość nad rywalami już od pierwszych lat życia. To jednak droga donikąd. Piłka nożna, podobnie jak każda gra zespołowa, to przedłużenie nie wojny, ale zabawy. Jeśli dla grających jest czystą przyjemnością, i to od lat najmłodszych, jeśli bieganiu za piłką chcą poświęcać jak najwięcej czasu, najlepsi z nich zostaną gwiazdami. Każdy piłkarz czołowej drużyny Europy, mając piłkę, widzi co najmniej kilka wariantów swobodnego jej rozegrania, przemieszczenia się pod bramkę. Niemal każdy Polak, jeśli zostanie zaatakowany pressingiem, nie widzi innej alternatywy niż podanie do bramkarza lub wszerz boiska, albo kopnięcie do przodu na aferę. Męczy się. Nie pokaże przysłowiowego błysku, nie cieszy go szukanie ciekawych rozwiązań. Brak mu tego, czego nie wykształcą w żadnej polskiej akademii.

Józef Djaczenko

Udostępnij:

Podobne

Nieprzyjazne wyniki meczów przyjaźni

Mecze Lecha z Arką Gdynia, Cracovią, wcześniej z Zagłębiem Lubin zawsze odbywają się w wyjątkowej atmosferze. Kibice obu drużyn często mieszają się, nie zasiadają w

Udany weekend pań z Lecha

W sobotę na Morasku juniorki Kolejorza – Lech UAM U18 Poznań, pokonały Medyk Konin U18 i są liderkami tabeli (na zdjęciach). Wynik – 6:1 (5:0).

Mirosław Jankowski nie żyje

Z Lechem Poznań był związany w latach 1976-1990, a więc w okresie, gdy klub wypływał na szerokie wody, wywalczył awans do ekstraklasy, pierwsze mistrzostwa krajowe