Kilku ligowym drużynom zaświtała szansa na sukces. Lech wciąż uchodzi za faworyta rozgrywek, ponieważ w roku jubileuszowym bardzo mu na zwycięstwie zależy i zadbał o najlepszy skład od czasu, gdy żadna polska drużyna nie mogła się z nim równać pod względem klasy zawodników. Mimo tego stawka jest zadziwiająco wyrównana. Każda kolejka może odwrócić sytuację w czubie tabeli. Czołowe drużyny zyskują i tracą punkty w takim samym rytmie. Jakby się na to umówiły…
Poprzednie sezony należały do Legii. Tylko od czasu do czasu ktoś niespodziewanie przerywał zdobywanie przez nią trofeów. Za największego jej rywala uchodził Lech, zwykle plasujący się tuż za plecami warszawiaków. W tym roku wypisali się z rywalizacji, bo ponoszą konsekwencje tego samego układu, który przez długie lata niszczył Lecha. Katastrofa jest o krok, gdy właściciel klubu osobiście zarządza jego sportową działalnością. Mimo braku kompetencji, mimo sportowego antytalentu.
W poprzednich sezonach, z wyjątkiem ostatniego, dołowanie Legii uczyniłoby z Kolejorza kandydata numer jeden do jej zastąpienia. Jednak dziś nikt na niego wszystkich pieniędzy nie postawi. Niby prowadzi prawie od początku, rozegrał kilka znakomitych spotkań, ale poziom ligi wyrównał się jeszcze bardziej. Nadspodziewanie dobrze spisuje się Pogoń, zwłaszcza od czasu dołączenia do niej Grosickiego. Mądrze prowadzony Raków potrafi ograć każdego. Lechia też zwietrzyła szansę na dobry wreszcie wynik ligowy. Do czołówki za chwilę dołączy rewelacyjny Radomiak. Brak Legii niczego tu nie ułatwi.
Poważnym atutem Lecha, oprócz klasy sprowadzonych zawodników, jest osoba trenera. Nie można powiedzieć, że Papszun i Runjaic nie są dobrymi fachowcami. Jeden i drugi stworzyli coś wartościowego od podstaw, od lat umiejętnie budują drużyny, wszczepili im ciekawy styl. Trener Lecha miał bez porównania mniej czasu na zbudowanie zespołu. Góruje jednak na konkurentami doświadczeniem. Wie, jak się zdobywa trofea, jak się wygrywa ligę, bo dokonał tego kilkakrotnie z różnymi klubami. Ma plan. I jest bardzo zdeterminowany.
Wszystkim czołowym klubom zależy na wygraniu ligi, ale Lech najbardziej ma o co walczyć. To on musi uczcić stulecie. Niepowodzenie spowoduje, że kibice, którzy – wydawałoby się – na przekór zdrowemu rozsądkowi znów uwierzyli, mogą się odwrócić i nie przetrwać jeszcze jednego upokorzenia. To jest sport, wszystko może się zdarzyć, ale po stronie Lecha jest tyle atutów, że niewykorzystanie ich będzie wyjątkowo bolesne. Lecha czeka więc wiosenny bój o wszystko, a w niedzielę będziemy mieli przygrywkę do tej wielkiej gry.
Skoro kibice i komentatorzy, doceniający klasę drużyny, dostrzegają też jej braki, to tym bardziej świadomy jest tego trener. Latem to on, a nie legendarny komitet transferowy decydował, jacy piłkarze dołączą do drużyny. Pomyłek nie popełnił. Żaden z nowych graczy nie zawiódł, choć po niektórych można się było spodziewać trochę więcej. Zimowe okienko nie będzie tak bogate, ale wszystkie ruchy trzeba dobrze zaplanować. Nie wystarczy sprowadzić następcę Rogne. Trener Lecha stwierdził ostatnio, że drużyna potrzebuje świeżej krwi. Zaznaczył jednak, że tym razem celem będzie uzupełnienie kadry.
Maciej Skorża widzi, że Ishak nie ma zmiennika, co jest szczególnie bolesne, gdy Szwed gubi formę. Może też wypaść ze składu. Biorąc pod uwagę cele Lecha, rozwiązanie problemu w autku jest palące. Baturina jest za słaby na naszą ligę, nawet w rezerwach ma problemy. Sobiech imponuje tylko dokonaniami z przeszłości. Gdyby miał 18 lat, można byłoby go wysłać do słabszego klubu, by łapał minuty…
Z podobnymi problemami zimą zmierzą się konkurenci Lecha. W lutym, przy wyrównanej stawce czołowych zespołów, walka zacznie się od początku. Kto się dobrze do niej nie przygotuje, straci niepowtarzalną szansę.