Obyło się bez sensacji, jednak trener Maciej Skorża miał rację: derbowy mecz z Wartą był dla Lecha wyjątkowo trudną przeprawą. Wygrał 2:0, choć przed przerwą nic na to nie wskazywało. Zmuszony do ataku pozycyjnego, męczył się okropnie. I to nie on, a Zieloni mieli wyborną okazję do wyjścia na prowadzenie. Po przerwie, gdy zaczął się tzw. kwadrans poznański, lider rozgrywek opanował sytuację i udowodnił wartość swych piłkarzy.
Na Wartę nikt przed tym meczem nie stawiał. Przyjechała na Bułgarską skazana na porażkę, ale od samego początku potrafiła zneutralizować snującego się po boisku Lecha. Wystawiła kilka linii obronnych. Pozamykała boki boiska, więc Kamiński i Ba Loua byli bezużyteczni. Jeśli przedrylowali jakiegoś rywala, to za nim czaił się następny, i jeszcze jeden. Przez kwadrans nie było strzałów na bramkę Lisa, marne wrzutki padały jego łupem.
Po kwadransie wszystko mogło się zmienić, ale nie za sprawą Lecha. Warta wyszła do przodu, dobrze rozegrała piłkę i Papeau oddał groźny strzał. Bednarek jakoś obronił, ale był jeszcze Zrelak, sam przed leżącym na ziemi bramkarzem. Mógł zrobić wszystko. Cały stadion widział już piłkę w siatce. Jednak Słowak kopnął wprost w Bednarka marnując okazję, jaka nieprędko mu się powtórzy. Lech ocknął się, wrócił z dalekiej podróży, ale wciąż było go stać tylko na bicie głową w mur. Żadnych pomysłów, żadnego przyspieszenia. Wystarczyło defensywne ustawienie przeciwnika, by całkowicie gospodarzy zneutralizować.
Nadzieję kibice Lecha mogli upatrywać tylko w zmianach i w tzw. kwadransie poznańskim, kiedy strzela najwięcej bramek. Jednak pierwsze momenty drugiej połowy to pressing Warty, odebranie gospodarzom piłki i kolejny dobry strzał, znów obroniony przez Bednarka. W końcu Lechowi udało się zamknąć Wartę w polu karnym i ją ostrzeliwać. Pereira podał pod bramkę, tam w roli środkowego napastnika znalazł się stoper Milić i z bliska zdobył bardzo ważnego gola. Było jasne, że Warta musi teraz się odsłonić, dalsza żelazna obrona była bez sensu.
Lech tylko na to czekał. Miał wreszcie więcej miejsca do ataku, mnożyły się stałe fragmenty gry, pod bramką Lisa się kotłowało. Kwekweskiri wykonał świetnie rzut wolny, a Ishak głową posłał piłkę „pod ladę”. Filmowa bramka, a przede wszystkim przełamanie się czołowego ligowego snajpera. Wynik był rozstrzygnięty. Mecz wreszcie zrobił się otwarty, jedna i druga drużyna próbowała atakować. Trzeba przyznać, że gra Warty mogła się podobać. Obrońcy Lecha wciąż mieli ręce pełne roboty. Kolejorz kontrował i kilka razy niewiele zabrakło do podwyższenia wyniku. Szwankowało rozegranie, a przede wszystkim zawodziła skuteczność.
Zieloni nie rezygnowali z poprawienia wyniku do ostatnich sekund. Tuż przed końcem Czyżycki oddał strzał, po którym Bednarek z najwyższym trudem odbił piłkę zmierzająca pod poprzeczkę. Lech znany jest z tego, że nie pozwala przeciwnikom na oddawanie strzałów. Tym razem Warta miała ich wiele, Bednarek mógł się wykazać ratując Lecha.
Lech Poznań – Warta Poznań 2:0 (0:0)
Bramki: Antonio Milić 53, Mikael Ishak 64.
Żółte kartki: Joel Pereira – Kiełb, Kuzimski, Papeau, Szymonowicz.
Lech: Filip Bednarek, Joel Periera (65 Alan Czerwiński), Bartosz salamon, Antonio Milić, Barry Doglas, Adirel Ba Loua (83 Filip Marchwiński), Jesper Karlstroem, Nika Kwekweskiri, Joao Amaral (75 Dani Ramirez), Jakub Kamiński (75 Michał Skóraś), Mikael Ishak (84 Artur Sobiech).
Warta: Adrian Lis, Jan Grzesik, Robert Ivanov, Dawid Szymonowicz, Łukasz Trałka, Jakub Kiełb (62 Mateusz Kuzimski), Jayson Papeau (88 Mateusz Czyżycki), Mateusz Kupczal, Michał Kopczyński, Szymon Czyż (61 Konrad Matuszewski), Adam Zrelak (89 Jakub Sangowski).
Widzów 22.799.
Sędziował Paweł Raczkowski (Warszawa).