Lecha znów trzeba odbudować

Nie wiemy, w jakiej formie będzie Lech w maju, czyli pod koniec rozgrywek. Choćby nawet i w znakomitej, zda się to psu na budę, gdy straty do czołowych zespołów zrobią się nie do odrobienia. Dziś drużyna jest w stanie dużo gorszym niż przed wyjazdem na jakże potrzebne i doskonale przepracowane zgrupowanie w Turcji.

Brak energii, rozmachu, jakiegokolwiek pomysłu na grę – tym Lech raził w pierwszym meczu. Przypominał reprezentację Polski podczas rosyjskich Mistrzostw Świata. Być może sztab wytrawnych specjalistów tak przygotował narodową drużynę, by doskonale prezentowała się po wyjściu z grupy. Efekt był kompromitujący. Boję się, że ci sami ludzie właśnie powtarzają swój błąd. Świadczą o tym asekuracyjne słowa Adama Nawałki: budował formę zespołu nie na pierwszy mecz, ale na całą rundę, czyli także na 19 maja.

Kibice Kolejorza zastanawiali się, czy wysoka strata punktowa do lidera tabeli jest do odrobienia. Teraz już nie ma o czym gadać. Nie dość, że dystans zrobił się ogromny, to zdemolowanego treningami Lecha nie stać na zwyciężanie. Wiemy już, że zapewnienia o ciężkiej pracy podczas zgrupowania, o nowych wariantach taktycznych to była czcza gadanina. Wykazały to tureckie sparingi, a boleśnie potwierdził mecz z Zagłębiem. Nie jest ono potęga nawet na skalę polskiej ligi. To zespół przeciętny, tyle że mający trenera czującego futbol. Lech okazał się dużo gorszy w każdym piłkarskim aspekcie. Adam Nawałka uczciwie to po meczu przyznał. Przyczyn niestety nie zdradził.

Tylko jeden zawodnik Lecha zagrał tak, jak powinien, jak się od niego oczekuje. To Jasmin Burić. Amaralowi i Tibie (który zresztą nie ustrzegł się kilku fatalnych błędów) wystarczyła wrodzona piłkarska klasa, by wyróżniać się na tle kolegów. Gdyby Lech miał takich w składzie jeszcze kilku, w ekstraklasie radziłby sobie bezproblemowo nawet bez niszczycielskiej pracy szkoleniowej. Niestety, jest ich tylko dwóch. Być może Żamaletdinow pokaże się kiedyś z dobrej strony, bo też przyszedł z innego piłkarskiego świata. Może błyśnie talentem któryś z wychowanków. Pozostałych piłkarzy najlepiej byłoby odesłać tam, skąd przyszli. Kiedy na ich piłkarską „klasę” nałożą się trenerskie błędy, efekt jest taki, jak w piątek przy Bułgarskiej.

Od Lecha odwróciły się dziesiątki tysięcy kibiców. Takich, co klubowe barwy mają w sercu, ale nie godzą się na to, co się wyprawia. Wydawało się, że sprowadzenie doświadczonego trenera, wygrywanie meczów to dobry sposób na zachęcenie ich do powrotu na stadion. Okazuje się, że rację mieli ludzie przypominający, że nikt jeszcze nie widział porywająco grającej drużyny Nawałki. Owszem, to świetny organizator, tytan pracy, ale z prowadzeniem drużyny, przygotowaniem jej do meczu nie zawsze sobie radzi. Nie ma tego czegoś, czym dysponują ludzie do trenerki stworzeni, potrafiący tchnąć w zespół ducha zwyciężania. Takie coś albo się ma, albo nie. Tego się nie kupi, nie nauczy.

Jeden z byłych piłkarzy Lecha, z zażenowaniem obserwujący w piątek grę swych następców, stwierdził sarkastycznie, że trener powinien powiększyć swój sztab o krawcową, dentystę i ginekologa. Adam Nawałka korzysta z pomocy wielu specjalistów. Z nich wszystkich tylko trener bramkarzy potwierdził przydatność. Być może Lech zacznie zwyciężać, gdy miną skutki zgrupowania, ale nigdy nie będzie grał tak, jak by kibice tego oczekiwali, czyli z dozą szaleństwa, z rozmachem, z ogniem. Nie ma szans, by trener dokooptował do swego sztabu kogoś, kto mu odbuduje drużynę, ustawi ją i poprowadzi w meczu. Właśnie na tym polega najnowszy problem tego klubu.

Józef Djaczenko

Udostępnij:

Podobne

Lech w sparingu pokonał 3:1 Wartę

W przerwie na zgrupowania reprezentacji piłkarze Lecha i Warty, chcąc zachować rytm meczowy, rozegrali spotkanie sparingowe. Odbyło się ono na bocznym boisku Enea Sadionu i

Zadanie Lecha: odzyskać rytm

Odczarował kilka stadionów, przełamał złe serie, zanotował najlepszy start w lidze od dekad. Jego drużyna lideruje i wydaje się nabierać rozpędu. A tu jak na