Każdej drużynie zdarzy się słabszy mecz. Człowiek nie jest przecież zaprogramowaną maszyną. Jednak tego, co widzieliśmy w dwóch pierwszych spotkaniach tego roku nie można nazwać chwilą słabości, czy dołkiem formy. Ludzie biegający po boisku w koszulkach Kolejorza zostali zdewastowani fizycznie i psychicznie, ogłupieni odprawami taktycznymi, z których nic nie wynika. Nie mają sił, nie potrafią zmusić się do szybkiego biegania, do walki. Na wydarzenia na boisku reagują tak, jakby mieli zamiar z niego uciec.
Nawałka dużo mówi o ciężkiej pracy wykonanej podczas zgrupowania, o drobiazgowym wdrażaniu taktyki, o przywiązywaniu wagi do szczegółów, dokładnych analizach, natychmiastowym korygowaniu niedociągnięć. A co widzimy na boisku? Grupę stłamszonych facetów popełniających błąd za błędem, nie realizujących żadnej taktyki. Potrzeba nie lada umiejętności, by do takiego stanu doprowadzić zespół składający się z piłkarzy sprowadzonych za duże pieniądze i dobrze opłacanych.
Przed nami mecz z Legią, a drużyny nie ma. Co gorsze, nie widać możliwości odzyskania jej w kilka dni, nigdy nikomu nie udała się taka reanimacja. Nawałka cudu nie dokona. Nie zamieni tego, co zrobił z piłkarzy Lecha, w ekipę potrafiącą nawiązać równorzędną walkę z kimkolwiek. Wydaje się, że sytuacja, w jakiej znalazł się Lech, jest nie do uratowania. Sukcesem będzie załapanie się do czołowej ósemki w lidze.
Znów cała Polska ma ubaw z Lecha. Najpierw opinia publiczna ekscytowała się rozmowami z byłym selekcjonerem i wielką kasą, jakiej zażądał dla siebie i licznych współpracowników. Wyniki sportowe okazały się szokujące, choć nie dla wszystkich. Od początku ludzie znający się na rzeczy ostrzegali, że jedynym skutkiem kontraktu z Nawałką będzie wydrenowanie klubowego budżetu. Chyba jednak nawet oni nie podejrzewali tego, co zrobi on z powierzoną sobie drużyną.
Prawdopodobnie kontrakt z byłem selekcjonerem tak jest skonstruowany, że ratowanie klubu przez odsunięcie trenera od piłkarzy nie wchodzi w rachubę. Możemy więc być świadkami tragedii, zafundowanej zresztą sobie na własne życzenie. Nawałka trafił tu tylko dlatego, że uznano go za ostatnią deskę ratunku. Władze Lecha znalazły się w sytuacji bez wyjścia. Postawiły wszystko na jedną kartę. Były przekonane, że nowy trener wprowadzi etos pracy, dyscyplinę, zaangażowanie, dbałość o szczegóły. I tak się stało. Tyle, że przełożyło się to na demolkę drużyny.
Każdy rozsądny trener wykorzystuje sparingi do stopniowego ustalania wyjściowej jedenastki, testowania wariantów taktycznych, wdrażania schematów rozegrania i obrony. Natomiast Nawałce mecze kontrolne posłużyły do jeszcze jednego „przeglądu wojska”. Testował składy, w których Lech nigdy nie zagra. Do czego było mu to potrzebne? Racjonalnej odpowiedzi brak. W pierwszych meczach wiosny widzieliśmy, jakie efekty przyniosła myśl szkoleniowa Adama Nawałki.
Józef Djaczenko