Lech w ruinie. Bez nadziei na odbudowę

Równie beznadziejnego Lecha nie widzieliśmy od dawna. W Gliwicach nawet przez chwilę nie było widać, że piłkarzom zależy na dobrym wyniku. Grali tak, jakby wszystko im było obojętne, bo zdają sobie sprawę ze swych słabości. Gdyby do sezonu przygotowali się sami, a taktykę ustalili we własnym gronie, efekt byłby dużo lepszy. Wpływ na zespół Adama Nawałki i armii jego współpracowników okazał się niszczący.

Każdej drużynie zdarzy się słabszy mecz. Człowiek nie jest przecież zaprogramowaną maszyną. Jednak tego, co widzieliśmy w dwóch pierwszych spotkaniach tego roku nie można nazwać chwilą słabości, czy dołkiem formy. Ludzie biegający po boisku w koszulkach Kolejorza zostali zdewastowani fizycznie i psychicznie, ogłupieni odprawami taktycznymi, z których nic nie wynika. Nie mają sił, nie potrafią zmusić się do szybkiego biegania, do walki. Na wydarzenia na boisku reagują tak, jakby mieli zamiar z niego uciec.

Nawałka dużo mówi o ciężkiej pracy wykonanej podczas zgrupowania, o drobiazgowym wdrażaniu taktyki, o przywiązywaniu wagi do szczegółów, dokładnych analizach, natychmiastowym korygowaniu niedociągnięć. A co widzimy na boisku? Grupę stłamszonych facetów popełniających błąd za błędem, nie realizujących żadnej taktyki. Potrzeba nie lada umiejętności, by do takiego stanu doprowadzić zespół składający się z piłkarzy sprowadzonych za duże pieniądze i dobrze opłacanych.

Przed nami mecz z Legią, a drużyny nie ma. Co gorsze, nie widać możliwości odzyskania jej w kilka dni, nigdy nikomu nie udała się taka reanimacja. Nawałka cudu nie dokona. Nie zamieni tego, co zrobił z piłkarzy Lecha, w ekipę potrafiącą nawiązać równorzędną walkę z kimkolwiek. Wydaje się, że sytuacja, w jakiej znalazł się Lech, jest nie do uratowania. Sukcesem będzie załapanie się do czołowej ósemki w lidze.

Znów cała Polska ma ubaw z Lecha. Najpierw opinia publiczna ekscytowała się rozmowami z byłym selekcjonerem i wielką kasą, jakiej zażądał dla siebie i licznych współpracowników. Wyniki sportowe okazały się szokujące, choć nie dla wszystkich. Od początku ludzie znający się na rzeczy ostrzegali, że jedynym skutkiem kontraktu z Nawałką będzie wydrenowanie klubowego budżetu. Chyba jednak nawet oni nie podejrzewali tego, co zrobi on z powierzoną sobie drużyną.

Prawdopodobnie kontrakt z byłem selekcjonerem tak jest skonstruowany, że ratowanie klubu przez odsunięcie trenera od piłkarzy nie wchodzi w rachubę. Możemy więc być świadkami tragedii, zafundowanej zresztą sobie na własne życzenie. Nawałka trafił tu tylko dlatego, że uznano go za ostatnią deskę ratunku. Władze Lecha znalazły się w sytuacji bez wyjścia. Postawiły wszystko na jedną kartę. Były przekonane, że nowy trener wprowadzi etos pracy, dyscyplinę, zaangażowanie, dbałość o szczegóły. I tak się stało. Tyle, że przełożyło się to na demolkę drużyny.

Każdy rozsądny trener wykorzystuje sparingi do stopniowego ustalania wyjściowej jedenastki, testowania wariantów taktycznych, wdrażania schematów rozegrania i obrony. Natomiast Nawałce mecze kontrolne posłużyły do jeszcze jednego „przeglądu wojska”. Testował składy, w których Lech nigdy nie zagra. Do czego było mu to potrzebne? Racjonalnej odpowiedzi brak. W pierwszych meczach wiosny widzieliśmy, jakie efekty przyniosła myśl szkoleniowa Adama Nawałki.

Józef Djaczenko

 

Udostępnij:

Podobne

Sprowadzili nas na ziemię. Jak zwykle

Lech Poznań nigdy nie stanie się europejską potęgą. Ma jednak wszystko, by być czołową ekipą w kraju, regularnym uczestnikiem rywalizacji pucharowej. Niektórzy twierdzą minimalistycznie, że

Warta dała się ograć Śląskowi

Ten mecz nie musiał się skończyć tak źle dla Warty. Nie musiała przegrać. Śląsk wygrał przez wyrachowanie, lepszy pomysł na pozbawienie rywala atutów, większą taktyczną