Gdyby kierować się rozumem i zakładać, że futbol na najwyższym poziomie rzadko bywa nieprzewidywalny, trzeba się spodziewać wysokiej porażki Lecha w Walencji. Zagra przecież z drużyną, która nie zna się na żartach. Nie odpuści, chce udanie rozpocząć walkę o Puchar Konferencji, a jest faworytem do jego wzniesienia. Nie ma sensu porównywanie klasy piłkarzy grających w jednym i drugim zespole. To inne światy.
W czym więc dopatrywać się nadziei na cud, czyli na odebranie punktów Villarrealowi? Szczerze mówiąc, w niczym potrafiącym się ogarnąć rozumem. Zdarza się, że wielka drużyna ma problemy z pokonaniem znacznie słabszej, gdy ta druga ograniczy się do żelaznej defensywy, stosowania antyfutbolu, do tego zostanie zlekceważona. W polskiej lidze dużo jest takich przypadków, niejedna drużyna przyjeżdżała na Bułgarską z nastawieniem na przeszkadzanie. Mistrzem takiej „taktyki” bywał Michał Probierz, jego podopieczni z Cracovii umierali po każdym starciu, kradli czas, wybijali z uderzenia.
Lech ani nie zostanie zlekceważony, ani nie zastosuje „futbolu na nie”. Ma trenera z Holandii, gdzie gra się w piłkę także wtedy, gdy porażka wydaje się murowana. John van den Brom wie, co czeka jego zespół, kto będzie prowadził grę. Mimo tego, jak zapewnił, Lech nie ograniczy się do obrony. Nie wystawi samych defensorów. Liczy, że jego gracze będą się odgryzać, pokażą walory, powalczą z czołowymi piłkarzami Europy. Wiadomo, jak się gra w Hiszpanii, jacy się tam rodzą gracze. Raków Częstochowa ma w składzie jednego takiego, potrafiącego w pojedynkę wygrywać mecze. W ojczyźnie gwiazdą bynajmniej nie był, walczył o miejsce w Levante, na którego stadionie odbędzie się mecz Lecha. W Villarreal grają dużo od niego lepsi. To pokazuje skalę trudności.
Wszystko to napawa poważną obawą o wynik. Jednak w kibicach, a pewnie i piłkarzach Lecha jest coś, co pozwala trzymać się nadziei, że jeżeli nawet trudno marzyć o sprawieniu sensacji, to można przynajmniej pokazać się z dobrej strony, zagrać walecznie, wykorzystać sto procent umiejętności i liczyć, że w sporcie zdarzają się sytuacje nieprzewidywalne, nikt niczego nie otrzymuje z góry. W takich sytuacjach przydaje się jakość najlepszych piłkarzy. Lech ma trudno, nie rządzą nim ludzie znający się na wzmacnianiu drużyny i widzący w tym sens. Jednak każdego piłkarza, który wyjdzie na boisko, czeka wieczór zostający w pamięci na całe życie. Tylko od nich zależy, jak będziemy to wspominać – oni i my.
W historii Lecha nie ma wielu olśniewających sukcesów. Kilka wydarzeń, kilka niezapomnianych meczów zapisało się jednak w historii. Ostatnie lata przyniosły to, o czym kibice marzyli przez długie lata: organizacyjną stabilność, finansowe bezpieczeństwo. Jak na złość akurat teraz klubem rządzą osoby o specyficznej mentalności, mało zainteresowane wychylaniem się ponad ligową przeciętność. Mimo tego pojawia się możliwość rozegrania jeszcze jednego meczu, który kibice będą wspominać przez długie dekady. Kibice Lecha tylko raz na ileś lat mogą oglądać swych piłkarzy grających w Europie. Nie ma więc wielu okazji tworzenia klubowej legendy. Los się wreszcie uśmiecha. Dlaczego więc nie dziś?
Józef Djaczenko