Wydawałoby się, że tylko raz można podarować przeciwnikowi punkty pozwalając mu strzelić łatwą bramkę w ostatnich sekundach. Lech takie frajerstwo popełnił już w następnym meczu! Jak można było nie wyciągnąć wniosków?! Czy ta drużyna ma jakiegoś trenera? Po co było gonić wynik, wyjść na prowadzenie? By podać rywalowi pomocną dłoń?
Po przerwie reprezentacyjnej Lech nigdy nie gra dobrze. Mecz z liderem z Częstochowy zaczął jednak obiecująco, od dużej przewagi, egzekwowania w pierwszych minutach kilku rzutów rożnych. Krzywdy gościom nie zrobił, bo dobrze zaryglowali swoje przedpole i potwierdzili, że Lech jest bezradny wobec drużyn nastawionych na uważną, zagęszczoną defensywę.
Raków nie bronił się przez cały czas. Szybko zademonstrował, dlaczego jest liderem ekstraklasy. Po kwadransie prowadził, bo łatwo sobie poradził z nieporadną poznańska defensywą. Szybkie podanie do Lopeza, a ten błyskawicznie strzelił pod bramkarzem. Dla obrońców Lecha była to zbyt szybka akcja, a Hiszpan dowiódł, nie tylko w tym momencie, ale przez cały mecz, że jest jednym z najlepszych, jeżeli nie najlepszym napastnikiem ligi.
To nie było koniec popisów Rakowa. Potrafił się przyczaić, swobodnie rozegrać atak, łatwo wymanewrować obronę Lecha. W ten sposób strzelił drugą bramkę. Było mu łatwo. Satka stał kilka metrów od akcji, nie pofatygował się, by pomóc kolegom. Lech znalazł się na kolanach. Gdyby ktokolwiek wtedy powiedział, że ocali w tym meczu punkt, nikt by nie uwierzył. Nadzieja zaświtała natychmiast, bo udało się złapać kontakt w najlepszym możliwym momencie,. Skóraś dośrodkował z okolic chorągiewki rożnej, a Ishak celnie uderzył z pierwszej piłki.
Można było się pokusić o kolejną bramkę jeszcze przed przerwą. Lech grał jednak schematycznie, jego ofensywne akcje polegały na podawaniu piłki przed polem karnym, robieniu kółeczek, wszystko to majestatycznie, bez przyspieszenia.
Wszystko zmieniło się na początku drugiej połowy. Już w pierwszej akcji „centrostrzał” Skórasia mógł przynieść powodzenie, bramkarz desperacko musiał bronić. Po minucie i tak był już remis, gdy dobrze w Poznaniu znany Maciej Wilusz zatrzymał ręką dośrodkowanie, a Moder skutecznie wykonał rzut karny. To jeszcze nie był koniec. Lech dokonał niemożliwego – po kilku minutach wyszedł na prowadzenie, po kapitalnym strzale Ramireza. Zakręcił piłkę gorszą, prawą nogą, wpadła ona do bramki tuż przy słupku.
Goście rzucili się do ataku i przez niemal całą drugą połowę dominowali. Lech desperacko się bronił. Mógł stracić bramkę, gdy obrońcy gubili się, nie nadążali z interwencjami. Ratowali się wybijaniem na oślep. Długo mieli niezwykłe szczęście, w dodatku Lech mógł wynik podwyższyć. W doliczonym czasie mógł być pewnym swego, wystarczyło przetrzymać piłkę, doczekać do końcowego gwizdka. Jeszcze wyprowadził kontrę, rezerwowy Butko dograł tak, że nikt z kolegów nie mógł dojść do podania.
Rakowowi pozostała jeszcze jedna akcja. Nastolatek Szelągowski otrzymał piłkę na własnej połowie. Biegł z nią w kierunku bramki Bednarka przez nikogo nie niepokojony. Obrońcy rozstąpili się, mógł celnie kopnąć obok bramkarza. Piłkarze Rakowa, zwłaszcza młodziutki strzelec szaleli z radości, a gracze Lecha nie bardzo wiedzieli, co się dzieje. Dokładnie tak, jak ostatnio w Warszawie. To nie jest drużyna, do której można mieć zaufanie.
Lech Poznań – Raków Częstochowa 3:3 (1:2)
Bramki: Mikael Ishak 33, Jakub Moder 48 (k), Dani Ramírez 51 – Ivi López 16, Oskar Zawada 31, Daniel Szelągowski 90+2
Żółte kartki: Skóraś, Moder – López, Niewulis, Kun, Piątkowski.
Lech: Filip Bednarek, Alan Czerwiński, Lubomir Satka, Djordje Crnomarković, Tymoteusz Puchacz, Jan Sykora (72 Filip Marchwiński), Pedro Tiba, Jakub Moder, Dani Ramirez, Michał Skóraś (88 Bogdan Butko), Mikael Ishak (90 Nika Kaczarawa).
Raków: Jakub Szumski, Kamil Piątkowski, Andrzej Niewulis, Maciej Wilusz (67 Petr Schwarz), Fran Tudor (83 Daniel Bartl), Marko Poletanović (79 David Tjanić), Igor Sapała. Marcin Cebula (83 Daniel Szelągowski), Ivi Lopez, Patryk Kun, Oskar Zawada (79 Vladislavs Gutkovskis).
Sędziował: Paweł Gil (Lublin).