Zdemolowali Gruzinów. Rewanż formalnością

Można było liczyć na zwycięstwo Lecha, mimo jego kadrowego osłabienia, w meczu z Dinamo Batumi, dające szanse na awans. Ale rozgromić przeciwnika aż 5:0? Na to nikt nie liczył, bo nikt się nie spodziewał, że Lechowi trafił się aż tak słaby rywal. Gruzini zostali rozbici nie dlatego, że Kolejorz rozegrał świetny mecz, ale z powodu ogromnej różnicy w umiejętnościach.

Lech miał przystąpić do tego meczu z rozsypującą się obroną. Trener van den Brom zapowiedział grę nastolatka Pingota, mającego zastąpić leczących się doświadczonych kolegów. Młodzieżowiec jednak nie zagrał, na domiar złego Lubomir Satka też powinien mieć wolne. Obaj nabawili się choroby. Słowak zagrał jednak, choć był bez sił. Wytrzymał większą część meczu, a gdy zszedł, parę środkowych obrońców stanowili grający od początku Barry Douglas i kontuzjowany Alan Czerwiński.

Całe szczęście, że amatorsko zarządzanemu klubowi nie trafił się tym razem lepszy rywal i nie doszło do kompromitacji, a być może i kolejnego kryzysu. Lech rozegrał przeciętne spotkanie, popełniał sporo błędów. Tylko część słabości, niedokładności i proste straty można próbować tłumaczyć potwornym upałem, w jakim toczył się mecz. Nic nie usprawiedliwia niedostatków w organizacji gry, braku pomysłów na rozwiązywanie ataków, nieskuteczności. Mimo tych słabości mistrz Polski strzelał bramki zadziwiająco łatwo, mogło ich być dużo więcej. Michał Skóraś sam nie wie, dlaczego w pierwsze połowie nie zdobył ich czterech.

Zaczęło się od dużej przewagi Lecha. Na dobry kwadrans zamknął Gruzinów na ich połowie. Bramek z tego nie było, brakowało bowiem pomysłów i dokładności w rozegraniu. Kiedy Dinamo otrząsnęło się i próbowało przejąć inicjatywę, szybko zostało skarcone przez Skórasia, który zdecydował się na strzał sprzed pola karnego, a słaby bramkarz lecącej przy słupku piłki nie zatrzymał. Skrzydłowy Lecha mógł zacząć swój benefis, bo potem trafił jeszcze w słupek, nie wykorzystał też sytuacji sam na sam. W końcu jednak po rykoszecie piłka wpadła do bramki po jego strzale. W międzyczasie gola strzałem z dystansu zdobył Amaral i do przerwy Lech prowadził 3:0, rozstrzygając tym samym sprawę awansu.

Gruzini, dopingowani przez grupkę swych kibiców, próbowali po przerwie coś zdziałać, ich trener dokonał zmian w składzie. O ile w środku pola udawało im się chwilami utrzymać przy piłce, to pod bramką Lecha zawodzili. Jeszcze bardziej – pod własną. Lech grał bez nominalnych środkowych obrońców, ale i tak jego defensywa była szczelniejsza od gruzińskiej, a przy bramkarzu Dinama Rudko prezentował się niczym gracz wielkiej klasy, i to mimo powtarzających się błędów, takich jak odbijanie piłki pod nogi rywali albo wręcz kierowanie jej do nich. Jednak w kilku sytuacjach potrafił zatrzymać szarżujących Gruzinów.

Lech niczego ciekawego w drugiej połowie nie pokazywał, ale górował piłkarskimi umiejętnościami. Wystarczyło mu kilka podań i trochę szybszy bieg, by zapachniało kolejnymi bramkami. Padły jeszcze dwie. Amaral wykorzystał dobre prostopadłe podanie Velde strzelając w swoim stylu, a w doliczonym czasie kropkę nad „i” postawił Ishak. Dla Lecha najważniejsze teraz będzie odpocząć i wyleczyć chorych graczy. Murowany awans do trzeciej rundy i szansa gry w grupie może wreszcie przekona władze klubu, że nie warto rozglądać się za promocjami. Potrzeby kadrowe są ewidentne.

Lech Poznań – Dinamo Batumi 5:0 (3:0)
Bramki: Michał Skóraś 10, 33, João Amaral 24, 66, Mikael Ishak 90
Żółte kartki: Altunaszwili, Palawandiszwili.
Lech: Artur Rudko, Joel Pereira, Lubomir Satka (67 Alan Czerwiński), Barry Douglas, Pedro Rebocho (88 Antoni Kozubal), Kristoffer Velde (67 Gio Citaiszwili), Nika Kwekweskiri (80 Afonso Sousa), Jesper Karlstrom, Joao Amaral (88 Filip Szymczak), Michał Skóraś, Mikael Ishak.
Dinamo: Lazare Kaputadze, Grigol Czabradze (26 Giorgi Zaria), Mamuka Kobachidze, Ołeksandr Azaćkyj, Irakli Azarow, Mladimer Mamuczaszwili, Benjamin Teidi (71 Guga Palawandiszwili), Sandro Altunaszwili, Irakli Bidzinaszwili (46 Milan Radin), Zuriko Dawitaszwili (79 Giorgi Panculaila), Flamarion (46 Mate Wacadze).
Sędziował Ian McNabb (Irlandia Północna).
Widzów 9111.

Udostępnij:

Podobne

Pogrom na Morasku

Ostre strzelanie urządziły sobie panie z Lecha Poznań UAM mierząc się z najsłabszą drużyną pierwszej ligi kobiet, Bielawaianka Bielawa. Wygrały aż 11:0. Można jednak powiedzieć,

Sensacja! Lech ograny przez beniaminka

Piękna seria zwycięstw nie mogła trwać bez końca. Kto by się jednak spodziewał, że przerwie ją beniaminek z Lublina, zmęczony meczami granymi co kilka dni?