Nie tak wyobrażaliśmy sobie końcówkę ligowego sezonu. Mistrz Polski walczący tylko o zachowanie prawa gry w europejskich pucharach? Kto by to pomyślał? Gdyby nie wspaniała przygoda pucharowa mówilibyśmy o klęsce. Nadal nam ona grozi, dlatego mecz z Cracovią jest tak ważny. Trzeba go wygrać, ale czy Lecha stać jeszcze na prawdziwą walkę? Czy nie zagra tak, jak tydzień temu przeciwko Górnikowi?
Nikt już dziś nie mówi o szerokiej i wyrównanej kadrze Lecha. Wszystko się posypało. Konieczność gry bez Ishaka, Szymczaka, Amarala, Salamona to osłabienie, które musi boleśnie wpłynąć na jakość zespołu, a to tylko te najpoważniejsze straty. Inni zagubili formę, sprawiają wrażenie zniechęconych, niekoordynowanych, zmęczonych, choć sami zapewniają, że nie wchodzi to w rachubę. W takiej sytuacji trudno wygrywać. Lech miał z tym problemy nawet w najlepszym składzie, w pełni formy. Stracił mnóstwo punktów w meczach, w których rywale nastawili się na obronę. Na nic się zdała miażdżąca przewaga.
Cracovia nie przyjedzie do Poznania, by panować nad wydarzeniami, prowadzić grę. Zachowa się tak, jak w większości swych meczów. Trener Jacek Zieliński oglądał poznański występ Górnika, ma na kim się wzorować. Nie podejmie otwartej walki, Cracovia nastawi się na neutralizację poczynań Kolejorza, jej wyprowadzane z głębokiej defensywy ataki będą duże szybsze niż jego monotonne akcje ofensywne. Może to być mecz nieciekawy do oglądania, zacięty, pełen walki, ale nie obfitujący w piękne akcje. Szkoda, bo frekwencja znów zapowiada się jako bardzo wysoka. Na trybunie zasiądą tysiące uczestników akcji „Kibicuj z klasą”. Dla wielu z nich będzie to pierwsza wyprawa na Bułgarską. Jeśli przeżyją emocje, z pewnością nie ostatnia.
Stawka meczu będzie wysoka. Piłkarze Lecha wiedzą, że za tydzień jadą do Częstochowy, więc konieczne trzeba zdobyć punkty. Twierdzą, że walczą z Pogonią o trzecie miejsce. Jednak nawet czwarte nie jest jeszcze zagwarantowane. Na dodatek znów trzeba grać bez trenera. Po raz trzeci van den Broma zastąpi Denny Landzaat, który w tej roli nie zdobył nawet punktu. Najwyższy czas to przełamać. Tylko jak wzbudzić w piłkarzach chęć do gry, a przede wszystkim kreatywność? Może choć raz uda się wyjść szybko na prowadzenie. Gdyby udało się to w Radomiu i tydzień temu, a świetne szanse były, Lech prawdopodobnie wygrałby. W kilku meczach odrabiał straty, ostatnio był na to zbyt słaby.
John van den Brom nie ma dużego wyboru przy ustalaniu składu. Nietrudno zgadnąć, na kogo postawi, ale kto wie, czy tym razem nie zaskoczy ustawieniem. Ławka rezerwowych jest krótka, a sytuacja będzie nieciekawa, gdyby trzeba było gonić wynik. Może trener zrezygnuje z bezużytecznego Sobiecha, a tzw. fałszywą dziewiątką zostałby Sousa. Wtedy młodzieżowcem w wyjściowym składzie byłby Marchwiński.