Spośród drużyn rywalizujących o mistrzostwo najgorsze wrażenie sprawia w tej chwili Lech. Nie jest już, jak jesienią, najlepszą drużyną ligi. Inni grają lepiej i pewniej. Regres, jaki wiosną zanotował, skutkujący stratą pozycji lidera, wynika po części z kłopotów kadrowych i niedyspozycji czołowych zawodników, co zastanawia w sytuacji najliczniejszej i najbardziej wyrównanej kadry w lidze.
Mentalna postawa Lecha, walczącego o punkty we Wrocławiu, wzbudziła uznanie trenera. Wyszarpał zwycięstwo w meczu niezwykle trudnym. Dobrze zorganizowany Śląsk postawił mu twarde warunki. Pierwsza połowa nie dawała nadziei na zwycięstwo. Całkiem realna była perspektywa powiększenia straty do lidera, bo trudno było liczyć, że konkurenci nie sprostają słabszym rywalom. Wystarczyło po przerwie wymienić słabiutkiego skrzydłowego na lepszego i przyspieszyć, by szybko strzelić bramkę i dowieźć prowadzenie do końca.
W ostatniej kolejce wszystko sprzysięgło się przeciwko Lechowi. Nigdy mu nie idzie po przerwie reprezentacyjnej, a tym razem kilku ważnych zawodników wróciło do Poznania dwa dni przed trudnym i ważnym meczem ligowym. Trener postawił na tych, co trenowali przez cały czas w Poznaniu. Pokiereszowany moralnie i fizycznie Karlstrom był rezerwowym, podobnie jak Skóraś i Kwekweskiri. Satka grać musiał, bo Lechowa obrona sypie się. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby nie pozyskanie uniwersalnego Kędziory. Na boku defensywy nie błyszczał. Lepiej w tej roli spisał się Pereira, wykorzystujący zmęczenie graczy Śląska pressingiem. Kędziora udanie za to zastąpił Milicia.
Kiedy porównuje się grę Rakowa i Pogoni do tego, co teraz pokazuje Lech, widać różnicę na korzyść przeciwników Kolejorza, grających bez porównania płynniej, ładniej dla oka, lepiej zorganizowanych i pewniejszych siebie. Widać rękę długo pracujących trenerów. Tam wprowadzanie do gry zmienników niczego nie burzy. Natomiast Lechowi trudno było we Wrocławiu wymienić kilka celnych zagrań, uniknąć wybijania na oślep i nieustannego podawania do tyłu. Tylko kilka momentów znamionowało klasę. W pierwszej połowie mogła się podobać akcja Kownackiego, gdy umiejętnie zwiódł obronę, wszedł w pole karne i obsłużył Amarala, który nie trafił w piłkę. W drugiej podobnych akcji było kilka, w każdej brał udział Kownacki, ratujący drużynę po stracie Ishaka.
W akcji bramkowej nie uczestniczył, ona była dwuosobowa. Asystą popisał się bramkarz, a Skóraś wykorzystał słabość Lewkota, który zresztą nie pierwszy raz ułatwił Lechowi strzelenie Śląskowi gola. Kibice, widząc van der Harta w składzie, poczuli ulgę. Nie można go nazwać zawodnikiem o niebo lepszym niż Bednarek. To mniej więc ten sam poziom. Jednak do Holendra można mieć większe zaufanie. Kiedy przeciwnik dośrodkowuje, a na linii stoi Bednarek, można się spodziewać wszystkiego najgorszego. Van der Harta obserwuje się z mniejszym strachem, ale jest mało prawdopodobne, że jeżeli to on będzie bronił do końca sezonu, nie zawini przy stracie bramek. Ta pozycja to pięta achillesowa Kolejorza i utrudnienie w wyścigu po mistrzostwo. Dowód na niekompetencję budujących drużynę.
Kto mógł się spodziewać, że Lecha dopadną aż tak poważne kłopoty zdrowotne? Coś złego dzieje się od początku roku. I końca tego zjawiska nie widać. Co chwilę ktoś wypada ze składu z powodu bardziej lub mniej poważnej kontuzji albo infekcji. Lepiej sobie nie wyobrażać, co by się działo, gdyby do drużyny nie wrócili Kownacki i Kędziora. Pozyskanie ich nie było zaplanowane. To bonus. Bez nich szanse na mistrzostwo prawdopodobnie byłyby już stracone. Z nimi jest jeszcze o co walczyć.
Wyścig prawdopodobnie będzie trwał do samego końca. Nie wiemy, w jakiej dyspozycji znajdą się pretendenci w kluczowym momencie sezonu. Gdyby opierać się na tym, co teraz pokazują, trudno byłoby stawiać na Lecha. Nie dość, że mimo kilku wzmocnień jest słabszy niż jesienią, to nic nie zapowiada zadyszki solidnie grających Pogoni i Rakowa. Na szczęście czeka ich bezpośredni mecz, a rozbijających Lecha przerw reprezentacyjnych już nie będzie. We wtorek trzeba zaklepać finał Pucharu Polski, a w sobotę wykorzystać pełniutki stadion pokonując Legię. A potem mieć nadzieję, że problemy zdrowotne nie utrudnią kolejnych zwycięstw.