Trudno byłoby nawet wymyślić tak bardzo różniące się, choć sąsiadujące ze sobą kluby. Jeden ma wszystko, by zostać potęgą na skalę nie tylko Polską, ale rezygnuje z tego w imię zachowania struktury właścicielsko-zarządzającej. Drugi nie ma nic, nawet normalnego stadionu, potrafi jednak wygrywać, odnosić sukcesy ponad stan. Zagrają ze sobą w derbach z innego świata. Nikt nikomu nie okazuje niechęci, a mecz odbędzie się daleko od Poznania.
Oba kluby grają teraz w tej samej lidze, ale ze sobą nie rywalizują, bo różni je tyle, że nigdy nie będą sobie równe. Jeżeli są lubiane lub kochane, to za coś innego, a miłość do jednego nie przekreśla sympatii wobec drugiego. Warto docenić takie unikatowe zachowanie. Warta jest starsza, pierwsza wdrapała się na krajowe szczyty, ale potem stała się zapomniana, była w sytuacji nie do pozazdroszczenia.
Lech stał się potęgą i niepodzielnie zapanował nad duszami kibiców, bo to on wydobył wielkopolską piłkę z nicości, skupił na sobie uwagę, nie miał tu żadnej konkurencji. Stał się oczkiem w głowie mieszkańców miasta i regionu. To w nim upatrywano symbol Wielkopolski, jej wyjątkowości. To jego barwy stały się jedną z najważniejszych wartości nie tylko w tej części Polski.
Obecny właściciel Lecha dostał do ręki produkt-samograj. Wystarczyło nadać kierunek, wykorzystać społeczny i marketingowy potencjał oraz własne możliwości finansowe i wygrywać, rozwijać się, obrastać w sukcesy, stać się maszyną nie do zatrzymania. Jednak nie dla takiego właściciela, co woli iść pod prąd. Klub wciąż jest gotowy na sportowe sukcesy, ale wciąż trwają dyskusje, czy nie potrafi po nie sięgnąć, czy też mu po prostu nie zależy.
Warta ma ułamek takich możliwości, ale w ostatnim czasie z tego, co było jej dane, wyczarowała maksimum. Awans do ekstraklasy to w jej sytuacji sukces niebywały, ale nie poprzestaje na tym, wygrywa, zawstydza sąsiadów z Bułgarskiej, bo potrafi to, na czym oni kompletnie się nie znają. Lech budzi uznanie za organizacyjny sposób budowania klubu, tworzenie podstaw, szkolenie. I za nic więcej. Warta jest szanowana za niespodziewane zwycięstwa, ambicję, umiejętność sięgania po niewielkie szanse. Co bardziej cenne? To, co ma Lech, czy to, czego mu brak, a co tak udanie wykorzystuje Warta?
W całym tym rozgardiaszu tylko kibice Lecha zachowują się standardowo. Nie zważają na lokalne sympatie. Żądają zwycięstwa, bo przecież o to chodzi w sporcie. Próbują „dyscyplinować” klubowe władze, trafić do piłkarzy. Angażują się. Wywieszają w mieście transparenty. Nie pozostawiają wątpliwości, jakie są ich oczekiwania. Nakładają presję na zawodników.
Warta tak szybko odniosła sukces sportowy, że budowa struktur klubu musiała zostać w tyle. Odpowiedni dla siebie stadion znalazła aż w Grodzisku Wielkopolskim. Ludzie nie mogą dziś tam wchodzić, ale to się zmieni. Tak znaczące dla miasta wydarzenie zasługuje na lepsze potraktowanie (i wykorzystanie!) przez jego gospodarza. O ile się do tego poczuwa, bo działa podobnie, jak władze Lecha. On też ma własne priorytety, kroczy od prąd. Jak oni nie spełniają oczekiwań kibiców, tak on nie ogląda się na mieszkańców Poznania.
Józef Djaczenko