Niewiele brakowało, by Warta wywiozła punkt z Wrocławia, i to mimo gry przez prawie całą drugą połowę w osłabieniu. Przegrywała, niepodziewanie wyrównała, rozpaczliwie, ale skutecznie broniła się niemal do końca. W czasie doliczonym straciła drugiego gola i przegrała.
Całkowicie bezproduktywna była Warta w pierwszej połowie. Nawet nie próbowała zagrozić Śląskowi, mimo iż na boisku znajdowało się dwóch jej napastników – Zrelak i Eppel. Zdarzało się jej nie oddawać przez cała połowę ani jednego celnego strzału. Tym razem jednak nie było nawet niecelnych, co najlepiej świadczy o postawie Zielonych. Śląsk uderzył celnie tylko raz, za to skutecznie, zdobywając gola strzałem z dystansu.
Drugą połowę goście zaczęli z większym animuszem, stworzyli zagrożenie, wywalczyli nawet rzut rożny. Cóż z tego, skoro kilka minut później grający z żółtą kartką Prikryl brzydko sfaulował gracza Śląska i wyleciał z boiska. Ten sam czeski zawodnik zawinił przy straconej bramce, to jego błąd stworzył szansę na groźny strzał. Od tego momentu przewaga gospodarzy była już znaczna.
Wydawało się, że trener zdejmie z boisko Zrelaka, mającego za sobą długą kurację, jednak zostawił go i tego nie pożałował, bo już po kilku minutach piłkę w pole karne wrzucił Miguel Luis, a Zrelak starł się z obrońcą Bejgerem i po chwili cieszył się z wyrównującego gola. Nie było pewności, kto ostatni dotknął piłki, ale bramkę zaliczono napastnikowi Warty.
Gospodarze nie mieli wyjścia, grając w przewadze musieli mocno zaatakować, a Zieloni starali się zwalniać grę, wybijać rywali z uderzenia. Bicie przez Śląsk głową w mur trwało długo, aż do doliczonego czasu, kiedy piłka po strzale Exposito znalazła drogę do bramki.