Nie wiadomo, czy Tomek Kędziora dołączy do Kolejorza. Nie podjął decyzji, czy związać się tymczasowo ze swym byłym klubem czy skorzystać z dużo ciekawszej oferty zagranicznej, a ma ich ponoć kilka. Lechowi taki piłkarz by się przydał, bo obrona jest najsłabiej obsadzoną formacją. Trener miałby jednak kłopot z wpasowaniem tego zawodnika do zespołu, który i bez nowej twarzy ma spore problemy z jakością gry, płynnością prowadzenia akcji.
Gdyby w końcówce meczu z Rakowem udało się wyrównać, komentarze miałyby trochę inny ton. Spotkanie zostało niestety przegrane i nie jest to rozstrzygnięcie niesprawiedliwe. Obie drużyny przedstawiły inną kulturę gry. Piłkarze Rakowa nie mylili się tak często, nie przegrywali seryjnie pojedynków, nie podawali niecelnie, nie mieli tak kompromitująco dużo łatwych strat. Zdominowali Lecha w środku boiska. Okazji bramkowych nie tworzyli, ale nie musieli. Strzelili łatwą bramkę i pilnowali się, umiejętnie trzymali piłkę tam, gdzie chcieli. Obrońcy z Częstochowy zagrali na wysokim poziomie i z poświęceniem.
Nie tylko w operowaniu piłką, w swobodzie jej rozgrywania widoczna była przewaga gości. Także w poruszaniu się po boisku. Lech dominował tylko w jednym elemencie – najszybszy sprint wykonał Skóraś. Pozostałe biegowe statystyki dowodzą większej mobilności zawodników Rakowa, lepszego ich przygotowania motorycznego. Mówiąc brutalnie – zabiegali Lecha. Pokonali dystans o 8 km dłuższy. To prawie tak, jakby przez całe spotkanie grali z przewagą jednego zawodnika. Wykonali więcej sprintów, biegali nie tylko więcej, ale i szybciej. Lech musiałby być dużo lepszy piłkarsko, żeby mimo to wygrać. Nie był, więc przegrał. Nie przydała się przeliczalna na pieniądze wartość jego graczy.
To nie pierwszy mecz, gdy piłkarze Lecha biegają mniej niż przeciwnik. Być może kształtowałoby się to inaczej, gdyby trener korzystał z większości piłkarzy, których ma do dyspozycji. Uznał, że mają grać najlepsi. I grają, po trzy razy na tydzień. W środę potwierdzili wyższość nad Górnikiem. Choć gra nie była płynna, to udało się wytrącić gospodarzom piłkarskie atuty. Po kilku dniach z wybieganym, zdeterminowanym, dobrze taktycznie ustawionym Rakowem tak łatwo nie poszło.
I Lech, i Raków mają długą i mocną ławkę rezerwowych. Ale korzysta z tego tylko trener Papszun. Trzy ostatnie mecze Lech rozegrał w składzie prawie niezmienionym. Niedzielny rywal, w porównaniu do swego wtorkowego meczu w Pucharze Polski, pojedynek z Kolejorzem rozpoczął z pięcioma zmianami. Czy właśnie to miało wpływ na sposób poruszania się jednej i drugiej drużyny po boisku? Z pewnością nie tylko, ale statystyki te są wymowne.
W niedzielę najbardziej zawiedli piłkarze Lecha o ugruntowanej pozycji w zespole. Nikt nie wyobraża sobie pomocy Lecha bez Karlstroma. Im dłużej zawodnik ten przebywał na boisku, tym częściej tracił piłkę. Sprawiał wrażenie, że ma wszystkiego dość. Słabo spisywał się też Amaral, który wygrał Lechowi mecz w Zabrzu, ale po czterech dniach pokazał, jak wiele go to kosztowało. I to mimo iż w obu spotkaniach był zmieniany. Tłumaczą go problemy zdrowotne, ale trener chyba za bardzo polega na zawodnikach, których uznaje za najlepszych. Nie po klub sprowadził tak wielu piłkarzy z dużą jakością, by z tego atutu rezygnować.
Inna sprawa to przydatność nowych zawodników i proporcja ich wartości piłkarskiej do ceny, jaką trzeba było uregulować. Niektórzy pozyskani gracze ciągle dobrze rokują, Lech może jeszcze mieć z nich duży pożytek. Inni ciągle nie przekonują, że warto było za nich zapłacić tak dużo. Przykład – Ba Loua.