To prawda, że Raków Częstochowa, przekonujący się na własnej skórze o skutkach gry na kilku frontach przy kontuzjach ważnych zawodników, spisał się w Poznaniu słabo. Przegrał jednak głównie dlatego, że wreszcie dobry mecz rozegrał Lech. Postawił mistrzowi Polski warunki trudne do sprostania. Choć nie rozegrał meczu genialnego, to wreszcie uwolnił swój potencjał. Teraz najważniejsze pytanie brzmi: czy potrafi powtórzyć to w niedzielę w Szczecinie. Szanse są duże, bo Pogoń też zagra ofensywnie.
Raków pokazał się inaczej niż słabe drużyny przyjeżdżające do Poznania bronić się całym zespołem, liczyć na kontrataki i szczęście przy stałych fragmentach. Prowadził grę, dążył do strzelania bramek. Szybko mu się to udało, gdy na wysokości zadania nie stanęli dwaj zawodnicy Lecha. Alan Czerwiński stracił piłkę w strefie środkowej, zdążył potem wrócić pod bramkę, ale nie przeszkodził Sorescu w oddaniu celnego strzału. Asystował 18-letni Drachal, stojący obok o rok młodszy Gurgul nie interweniował.
Potem młody obrońca Kolejorza się zrehabilitował zdobywając pierwszego w życiu gola. To ważne wydarzenie w jego życiu, zapamięta je na zawsze, ale nie może powiedzieć, że zagrał doskonały mecz. Popełnił kilka strat, podawał bezpiecznie, głównie do najbliższego kolegi. Oceniając go trzeba wziąć pod uwagę przede wszystkim jego wiek. Wpuszczanie go na boisko to inwestycja. Trener mógł postawić na Anderssona, ale wolał dać szansę 17-latkowi. Tym razem się to opłaciło, bez względu na przebieg i wynik meczu. Tego, co zdobył ten młody gracz, nie zastąpi nic. Będzie procentować.
Mało prawdopodobne, by Gurgul po trzech dniach znów zagrał od początku meczu. Skład Lecha musi być inny. Zwycięstwo nad Rakowem miało twarz „Marchewy” i Krzycha Velde, ale dobrze też zagrało kilku innych piłkarzy. Karlstrom rządził w środku boiska, okres słabej formy chyba już za nim. W Szczecinie niestety nie zagra, bo Szymon Marciniak „nagrodził” go kartką, czwartą już w tym sezonie, za wybuch wściekłości po brutalnym faulu na koledze. To ewidentne osłabienie drużyny.
Na szczęście Lech może liczyć w Szczecinie na Murawskiego, też świetnego w czwartek. Popisał się asystą przy golu Gurgula, drugiej pozbawił go Marchwiński, gdy „Muraś” odebrał piłkę Rundiciowi i popędził na bramkę. To nie był jedyny jego przechwyt. Walczy l jak lew, twardo i skutecznie. Ciekawe, czy potrafi to powtórzyć w niedzielę. Jego partnerem w środku pola będzie prawdopodobnie Kwekweskiri, który trenuje już po wyleczeniu kontuzji, ale ostatnio do kadry meczowej się nie załapał. Nie można wykluczyć, że w środku zagra Andersson albo Czerwiński. Lecha ratuje uniwersalność kilku zawodników, bez której okazałoby się, jak mało zbalansowana jest klubowa kadra. W obecnej sytuacji trudno byłoby godzić grę w lidze i w Europie.
Nie tylko Kwekwe wróci do drużyny. Prawdopodobnie znajdzie się w niej także Ishak. Tylko czy przy obecnym stanie zdrowia jest on lepszym napastnikiem niż Marchwiński? Młody zawodnik strzela jak na zawołanie, popisuje się coraz większymi umiejętnościami. Nie wiemy, czy ma siły na trzeci mecz rozegrany w osiem dni. Być może rozegra tylko część spotkania z Pogonią, dzieląc się minutami ze Szwedem. Lech ma też Szymczaka, który jednak nie doszedł jeszcze do równowagi po operacji kolana. Podobnej zresztą do tej, jakiej poddał się wiosną Gholizadeh. Irańczyk kuruje się i kuruje, maleją nadzieje, że pokaże nam swe umiejętności jeszcze w tym roku. Szymczakowi natomiast kiedyś musi zacząć wychodzić to, czym popisywał się w ubiegłym sezonie.
Ostatnio w Szczecinie Lech zagrał po swojemu. Stracił gola na samym początku, ale potem odrobił stratę z nawiązką prowadząc i panując nad sytuacją. Pogoń broniła się desperacko przed stratą trzeciego gola, ale ruszyła do przodu w samej końcówce i za sprawą głupiego faulu Douglasa zdołała wyrównać. W nowym sezonie zespół ze Szczecina grał fatalnie i przegrywał, a gdy wydawało się, że odzyskał formę demolując na wyjeździe Cracovią, pozwolił się na własnym stadionie ośmieszyć osłabionej Legii. Rozgoryczeni kibice nie patyczkują się z piłkarzami, trenerem, prezesem klubu. Drużyna stanie w niedzielę na głowie, by odzyskać zaufanie, zagra o wszystko. A Lech się na to cieszy, bo nie będzie musiał szukać sposobu na skaleczenie zabarykadowanego rywala. Może grać bezpośrednio, identycznie jak w czwartek.