Trener Lecha: Poczułem ulgę. Nie będzie już pytań o transfery

Radość i ulgę poczuli kibice Lecha po ostatnich ligowych zwycięstwach, szczególnie po tym ostatnim, w Gdańsku. Liczą na dobry wynik w kolejnym. Odżyły nadzieje na dobry sezon – punktowanie w Lidze Konferencji i walkę o trofea na krajowym podwórku. Uczucia mają jednak mieszane. Władze klubu zrezygnowały ze wzmacniania drużyny, narażając się na powszechną krytykę, stosując infantylne wymówki.

W niedzielę do Poznania przyjeżdża Widzew. Z kibicowskiego punktu widzenia jest to ważny mecz, więc można się spodziewać licznej, co najmniej 20-tysięcznej widowni. Frekwencję napędzają też zwycięstwa, a Lech przełamał niemoc i momentami gra już niczym w mistrzowskim sezonie. John van den Brom tłumaczy to powrotem do gry środkowych defensorów, coraz lepszą kondycją piłkarzy, także tą psychiczną, wynikającą z dobrych wyników.

– Gra co trzy dni powodowała akumulację zmęczenia. Nie miałem możliwości stosowania rotacji. Decyzję o składzie podejmowałem na podstawie tego, jak piłkarze się czuli fizycznie. Teraz skład jest szerszy, więc biorę pod uwagę piłkarską dyspozycję, współpracę na boisku między poszczególnymi zawodnikami – tłumaczy trener.

Jak można z tego wnioskować, Lech nie zmarnowałby początku sezonu, uniknąłby kompromitacji w eliminacji do Ligi Mistrzów, gdyby skład był szerszy. Trener nie musiałby nadmiernie eksploatować tych zawodników, którzy nadawali się do gry. Z pewnością też udałoby się uniknąć wielu kontuzji. Klub nie zrekompensował ubytków w kadrze klubowej. Przespał pierwszy okres, nikomu w klubie nie przeszkadzało, że zespół zamiast silniejszym, stał się dużo słabszym.

Dziś już wiemy, a zdradzili nam to w wywiadach dla portalu „Meczyki” właściciel Piotr Rutkowski i dyrektor sportowy Tomasz Rząsa, kto ponosi za to odpowiedzialność. Otóż winowajcą okazał się Michał Helik. Obrońca bezczelnie odmawiał powrotu do Polski, choć władze Lecha nalegały i nalegały, nic innego ich nie interesowało. Miały na ten cel odłożone pieniądze, zresztą znaczone, czyli takie, których nie wolno wydać w inny sposób. I klub pozostał z tymi pieniędzmi, co ma dobre strony, bo oszczędność jest przy Bułgarskiej miarą sukcesu. Ma też złe, bo kadra jest słabsza. Trudno jej będzie odnosić sukcesy, czyli zarabiać dla klubu pieniądze.

Trener Lecha wyraźnie ma już dość powtarzających się pytań o transfery. Jeszcze kilka dni temu mówił, że klub zabiega o kilku piłkarzy, co bardzo go cieszy. Teraz, gdy obszedł się smakiem, wyraża zadowolenie z tego, czym dysponuje. A do listopada trzeba rozegrać aż 18 ważnych spotkań. – Cieszy mnie, że to koniec okna transferowego, czyli rozmów na temat nowych piłkarzy. Jestem usatysfakcjonowany składem, jaki mam do dyspozycji. Na początku sezonu wyglądało to inaczej, był problem ze środkowymi obrońcami, ale dziś już kłopoty się skończyły. Kadra jest wystarczająca, jeżeli tylko zawodnicy będą zdrowi i w dobrej formie – zapewnia van den Brom.

Gdy kontuzji uległ Ishak, trener postawił na młodego Szymczaka. Jest zadowolony z jego walki na boisku, nie wspomina jednak, że temu graczowi piłkarsko daleko do Szweda, a o wyniku decydują bramki, a nie walka. Gdy brakuje graczy na pozycji nr 9, trener mógłby skorzystaj z opcji wystawienia Amarala jako tzw. fałszywego napastnika, a za jego plecami ustawić Sousę. Van den Brom nie widzi takiej potrzeby. Sousa ma obecnie siły na 65-70 minut gry, a drużyna z Szymczakiem w składzie zwycięża.

Póki co, trener podejmuje decyzje wydawałoby się nieracjonalne, zmniejszające szanse na zwycięstwo, ale po ostatnim gwizdku okazują się one zadziwiająco trafne. To prawdziwy paradoks i dowód na nieprzewidywalność futbolu. Oby tylko nie nastąpił nieprzewidywalny powrót do meczów bez zwycięstw i by piłkarzy nie dotykały kontuzje, bo szybko się ujawnią fatalne skutki transferowej amatorszczyzny. Niech beznadziejny początek sezonu pozostanie budzącym zażenowanie wspomnieniem.

Udostępnij:

Podobne

Drużyna mocna, ale niekompletna

Gdyby można było rozegrać całą rundę wiosenną korzystając z jedenastu piłkarzy, Lech miałby wielkie szanse dowieźć ligowe prowadzenie do końca sezonu. Problem w tym, że