To nie będzie radosna jesień

Rok temu kibice Lecha przeżywali męki obserwując marnowanie sezonu na samym jego starcie. Mimo ogromnego potencjału i społecznego zapotrzebowania na sukcesy, Kolejorzowi niezwykle rzadko udaje się osiągnąć coś wartościowego, a kiedy staje się to faktem, klub nie idzie za ciosem lecz uruchamia hamulce. Tak było także tym razem. Pociechą były nadspodziewanie udane i długo trwające występy w Europie. Jak się właśnie okazuje, to też był jednorazowy wyskok, poprzedzający kolejną smutę.

Jeszcze lato się nie skończyło, a jest po międzynarodowym sezonie, puka do nas smutna piłkarska jesień. Rok temu cała Polska podziwiała Lecha świetnie sobie radzącego w Lidze Konferencji. Teraz o Lechu jest cicho, mówi się dużo o innych eksportowych drużynach, głównie o Rakowie, który prawdopodobnie będzie walczył o prestiż w Lidze Europy. O krok od Ligi Konferencji jest Legia. Lechowi pozostanie liga i Puchar Polski, bo skompromitował się rywalizacją ze słabym, ale poważnie podchodzącym do obowiązków Spartakiem Trnawa. Kolejorz nie był mentalnie przygotowany do wykonania prościutkiego, wydawałoby się, zadania. Błyskawicznie roztrwonił to, co zbudował dużym wysiłkiem.

O tym już wszyscy wiemy. Zagadką jest natomiast postawa drużyny w rywalizacji na krajowym podwórku. Jak się okazało we Wrocławiu, z tym może też być duży problem. Trener, który wyrobił sobie tak dobrą markę, nie zapanował nad swymi piłkarzami w kluczowym momencie, nie przygotował ich do dwóch kolejnych meczów. Nie mamy wątpliwości, że drużyna ruszy z miejsca, nie wiemy tylko, jak długo będzie trwał obecny kryzys i jak wysokie będą straty wynikające ze złego przygotowania do sezonu i nieumiejętnego podchodzenia do ważnej rywalizacji.

Jest jeszcze jedna niewiadoma. Skoro kryzys zaskoczył wszystkich w takim momencie, to możemy się obawiać powtórki. Jeśli nawet zaczną się zwycięstwa, nadrabianie dystansu, to w każdym momencie będzie mógł się zdarzyć jeszcze jeden zjazd. Taki, jak zimą i wczesną wiosną tego roku, gdy Kolejorz przestał wygrywać mecz za meczem, nie radził sobie ze słabeuszami ligowymi, ich trenerzy łatwo znajdowali sposób na schematyczną grę, wykorzystywali zadziwiającą nieskuteczność zawodników, którzy jesienią gole strzelali seriami. Wtedy Lech się wydźwignął. Teraz znów to prawdopodobnie zrobi. Nie wiemy tylko, jak długo będziemy się cieszyć dobrą grą piłkarzy o wysokich umiejętnościach.

Jedni teraz mówią, że Lech jest „zajechany” przygotowaniami do sezonu. Inni przekonują, że jest niedotrenowany. Komu wierzyć? Nie może być na to jednoznacznej odpowiedzi, bo drużyna nie trenowała przez cały czas w komplecie, zawodnicy zaczęli ligę na różnych etapach odzyskiwania formy z poprzednich rozgrywek. Tylko Marchwiński zanotował ewidentny postęp. Już wiosną grał jak nie on, teraz czyni dalsze kroki. Jeśli ten proces będzie trwał i piłkarz nie zatrzyma się znów w rozwoju, Lech będzie miał w nim lidera, chyba niestety nie na długo. Na drugim biegunie jest Karlstrom, grający zachowawczo i bojaźliwie, pozbawiony dawnej pewności siebie.

Osobno oceniamy Ishaka. Walczy o odzyskanie formy, jego organizm jest jednak wyniszczony walką o zdrowie. W medycynie błyskawiczne uzdrowienia rzadko występują. Zawodnik potrzebuje czasu liczonego w minutach spędzonych na boisku. Zdający sobie z tego sprawę trener jest tak zdeterminowany przywrócić wartościowego dla drużyny Szweda do sprawności, że nie ogląda się na konsekwencje. Skutek jest taki, że strzeleckie umiejętności Ishaka przydadzą się tylko na krajowym podwórku. W takiej sytuacji, mając w ataku jeszcze tylko drugiego rekonwalescenta Szymczaka, klub powinien zrobić wszystko, by zdobyć skutecznego napastnika. A co zrobił? Poszedł na łatwiznę. Lech nadal ma Sobiecha, ale skutecznego zawodnika wciąż mu brakuje.

Letnie transfery wzbudziły uznanie, w pierwszych meczach nowi zawodnicy błyszczeli. Dlaczego tak szybko i gwałtownie obniżyli loty, osiągnęli poziom całej reszty? W Trnawie Andersson grał kompromitująco. Hoticia na boisku jakby nie było, powtórzył to kilka dni później we Wrocławiu. Gholizadeh znany jest jako świetny piłkarz, miał pomóc Lechowi w meczach pucharowych. Nie znajdzie takiej okazji. Zobaczymy go na boisku najwcześniej za kilka tygodni, a formę odzyska jeszcze później. Prawdopodobnie dużo później, bo cudów nie ma, nieprędko ożywi Lechową ofensywę. Nie czekając na niego trzeba wyzbyć się schematyzmu, braku decyzyjności, czyli tego, co John van den Brom nazywa „kontrolą nad meczem”.

Udostępnij:

Podobne

Niech nas znów zaskoczą. Byle pozytywnie

Niewiele brakowało, by Lech nie poniósł konsekwencji ubiegłotygodniowej niespodziewanej obniżki formy. Spośród jego największych konkurentów w walce o mistrzostwo tylko Raków odniósł zwycięstwo, w charakterystyczny

Syndrom Lecha: druga, brzydka twarz

Każdemu zespołowi zdarzy się rozegrać słabszy mecz, złapać zniżkę formy. Jednak to, co Lech zademonstrował w Gliwicach, nakazuje bić na alarm. Tym bardziej, że to