Padaka – takiego określanie używają kibice na grę jaką Lech zademonstrował w meczu z Rakowem. Gospodarze nie musieli wznieść się na wyżyny. Nie pokazywali wspaniałego futbolu. Wystarczyła szybka, agresywna gra, by wybić Lechowi piłkę z głowy.
Od pierwszych minut uwidoczniła się zdecydowana przewaga aktualnych mistrzów Polski, którzy w dziecinny sposób odbierał Lechowi piłkę i inicjowali szybkie ataki. Pierwsza bramka padła z winy defensywy Lecha. Po faulu Joela Pereiry, Bartosz Nowak wykonał rzut wolny, nikt nie przeciął lotu piłki, która wpadła do bramki. Kolejne dwa gole z pierwszej połowy padły z winy piłkarzy Kolejorza nieudolnie wyprowadzających piłkę z defensywy. Fatalnie zachowywał się Antonio Milić podający do rywala. Rakowowi dopisywało też szczęście, bo trzecia bramka została zdobyta po rykoszecie.
Lech był tłem. W przerwie trener Lecha dokonał aż czterech zmian. Przewaga zespołu z Częstochowy nie była już tak duża, ale poznaniaków i tak nie było stać na jeden choćby celny strzał. Piłkarze ze stolicy Wielkopolski grali statycznie, jednostajnie, natomiast Raków wykorzystywał każdą okazję, by przeprowadzić błyskawiczny atak. Zdobył jeszcze jednego gola, znów dzięki odrobinie szczęścia, bo piłka odbiła się od słupka i następnie od Bartosza Mrozka zanim wpadła do siatki.
Wydaje się, że będący w takiej formie Lech może już tylko myśleć o następnym sezonie.