Informacja o decyzji samorządu Szczecina, który przeznaczył 33 miliony zł na budowę stadionu dla Świtu Skolwin, największe wrażenie zrobiła na poznaniakach obserwujących walkę Warty z bezdomnością. Cóż za szczęście, że obecny prezydent Poznania nie objął władzy wcześniej, a było takie zagrożenie. Nie zdążył zapobiec budowie stadionu dla Lecha.

Skolwin to peryferyjna, północna dzielnica Szczecina. Ma tam siedzibę klub Świt, niewiele młodszy od Pogoni. Ciekawostka – jego barwy są takie, jak znienawidzonego w tym mieście Lecha. Wygrał rozgrywki trzecioligowe i awansował do II ligi, czyli na poziom centralny. Potrzebuje stadionu, a tamtejszy prezydent nie jest ślepy na takie oczekiwania. Szczecin nie jest metropolią bogatszą, większą, bardziej rozwiniętą od Poznania. Tymczasem o problemach Warty, klubu do niedawna ekstraklasowego, zmuszonego do gry poza Poznaniem, mówi cała Polska.

Ostatnio nastąpił przełom, bo poznański samorząd wykazał się nadzwyczajną hojnością. W budżecie na 2025 rok znalazło się 7,5 miliona zł na remont infrastruktury na miejskim gruncie przy Drodze Dębińskiej, by Warta, gospodarz tego terenu, znów mogła rozgrywać mecze w Poznaniu. Do tego jeszcze droga daleka, klub musi wykazać się determinacją w zdobywaniu kolejnych funduszy i w zakończeniu działań przed nowym sezonem. Co trzeba podkreślić, do budowy nowego obiektu droga daleka, o tym jeszcze nie ma mowy. Poznań to nie Szczecin, nie Łódź, Kraków i inne miasta, których mieszkańcy po to wybierają prezydenta i płacą mu pensję, by dbał o ich potrzeby.

W latach 90. Polskie Koleje Państwowe pozbyły się stadionu Lecha, który przekazany został przez wojewodę miastu. Ówczesne władze Poznania spełniały oczekiwania mieszkańców, a ponieważ Lech był klubem kultowym, lecz dramatycznie ubogim, zapadła decyzja o budowie na Bułgarskiej tzw. czwartej trybuny, celem zwiększenia widowni. Przyszły i kolejne kroki – wymiana całej widowni. Gdy Polska otrzymała organizację meczów Euro 2012, Poznań miał już kawałek cywilizowanego stadionu i kwalifikował się do roli gospodarza meczów. Projekt inwestycji zmieniono, powstał obiekt, jaki dziś znamy. Możemy na niego narzekać, ale zapewnia największą frekwencję w kraju na meczach ligowych. Doceńmy to. Gdyby miastem rządził wówczas ktoś o innej mentalności, wmawiający ludziom, że Poznań nie potrzebuje ani Lecha, ani stadionu, klub – o ile by przetrwał – do dziś męczyłby się na starym, archaicznym stadionie.

Porównania do innych miast są dziś żenujące. W Poznaniu nie ma ani jednej hali umożliwiającej organizację, przy jedno-lub dwutysięcznej widowni, meczów koszykarskich, siatkarskich. Gdzie czasy, gdy miasto było koszykarską potęgą, gdy Lech gromadził mistrzowskie tytuły, w ekstraklasie z sukcesami grały koszykarki Lecha, AZS-u, Olimpii. Brak przyzwoitej hali sportowej to powód do wstydu. O takiej wielkiej, kilkunastotysięcznej, możemy tylko pomarzyć. Jak mówią złośliwi, Poznań ma 500 tysięcy mieszkańców, z czego 499.999 osób oczekuje budowy takiego obiektu, a jedna z tym walczy. Ta jedna to akurat pan prezydent. Woli próbować reanimować zabytkową Arenę, co wiąże się z gigantycznymi wydatkami i małym prawdopodobieństwem powodzenia.

Poznaniacy mają prawo czuć się poszkodowani. Nie wybierali gospodarza miasta, ale polityka – ze strachu, że rządy obejmie kandydat partii konkurencyjnej.

Zdjęcie z archiwum Radosława Majchrzaka

Udostępnij:

Podobne

Przedwczesne marzenia?

W ostatnich pięciu meczach, na przełomie 2024 i 2025 roku, Lech zdobył „aż” 4 punkty. Jeszcze w piątek, mimo porażki w Gdańsku, traktowany był jako

Powrót do Poznania i do normalności

Po każdym zaskakująco złym występie Lech zalicza dobre spotkanie. Dużo lepiej niż na wyjazdach czuje się i punktuje na własnym stadionie. Mierząc się z mocnymi