Wygrywać pewnie 3:0, a w końcowym rozrachunku tylko zremisować, jeśli byłby to jednorazowy wybryk, każdemu mógłby się zdarzyć. Tegoroczny Lech specjalizuje się w psuciu rzeczy, które wydają się nie do zepsucia. Trzecia wstydliwa porażka – bo ten remis trzeba liczyć jako przegraną – na przestrzeni tak krótkiego czasu musi wzbudzić niepokój i konieczność znalezienia rozwiązań na trapiące drużynę problemy. Oczywiście, znów trzeba zastopować wszystkich antymerytorycznych krytyków, którzy najchętniej wszystko by zaorali i samodzielnie zbudowali od nowa. Tak źle nie jest. Każdy zespół w długim wyścigu o tytuł ma swoje problemy, a jeśli John van den Brom znajdzie sposób na ich rozwiązanie, stworzy się najsilniejsza ekipa w mistrzowskim peletonie.
W przeciwieństwie do sytuacji po meczach w Trnawie i Szczecinie, widoczne są pozytywne przesłanki. Co najważniejsze, nienagannie prezentuje się ofensywa dowodzona przez powracającego do przedchorobowej świetności Mikaela Ishaka. Szwed znów gra tak, jak do tego przyzwyczaił, w ostatnich trzech meczach zdobył 4 bramki i ponownie stał się prawdziwym kapitanem, liderem oraz – jak został jakiś czas temu okrzyknięty – królem. Powoli można mówić o kolejnym „wskrzeszeniu”, jakiego dokonał holenderski szkoleniowiec. Adriel Ba Loua wreszcie zaczął przekładać swój potencjał na boisko. Jego pech wyparował, a Iworyjczyk jest w czołówce klubowych strzelców tego sezonu.
O ile pod bramką rywala z meczu na mecz jest coraz lepiej i ciężko znaleźć większy powód do narzekania, o tyle defensywa jest w bardzo nędznej dyspozycji. Nawet tak mierny ŁKS, mający problem, by zagrozić komukolwiek, znalazł sposób na pokonanie Mrozka i w pewnym momencie drugiej części trzeba było drżeć, czy zaraz tablica wyników nie będzie pokazywała remisowego rezultatu. Znacznie bardziej jakościowa Jagiellonia była bardzo skuteczna w swoich działaniach, nawet przy wyniku 3:0 znała swoje atuty, a popłoch siał przymierzany kiedyś do Kolejorza Afimico Pululu i wprowadzony z ławki Dominik Marczuk.
Obrona jako całość nie funkcjonuje jak należy, obecnie problemem jest, by z kimkolwiek zachować czyste konto. Taka sztuka udała się tylko dwukrotnie, pod koniec lipca z Radomiakiem i ponad miesiąc temu w derbach z Wartą. Jedyny, którego można pozytywnie oceniać, jest Joel Pereira dający dużo w rozegraniu i zachowujący solidność w fazie odpierania ataków. W zapędach ofensywnych przyzwoity jest Elias Andersson, ale w obronie jest tragiczny, każdy przeciwnik wręcz bezproblemowo potrafi go okiwać, a Szwed co najwyżej ratuje się kolejnymi przewinieniami. Przyzwoitą alternatywą wydawał się Alan Czerwiński, jednak jemu często w kluczowych momentach „odcina prąd” i powoduje poważne problemy, tak jak ten arcygłupio sprokurowany karny w doliczonym czasie.
Jak bumerang wraca temat obsady bramki. Lekiem na to miał być powrót z wypożyczenia Bartosza Mrozka. Mimo początkowych zapewnień o braku rotacji w bramce, van den Brom po odpadnięciu z europejskich pucharów zdecydował się na niego postawić. Okazuje się, że młody Polak póki co nie prezentuje tego, czego można było się spodziewać. Jest katastrofalny w grze nogami, większość jego zagrań ląduje poza boiskiem lub pod nogami piłkarzy drużyny przeciwnej. Dużo lepiej nie jest w grze na linii, nie można mu zarzucić dużych błędów, jednak nie wybronił żadnej potencjalnej bramki o czym świadczy mocno ujemna statystyka goli oczekiwanych przeciwko względem realnie straconych.
Można się zastanawiać, czy z Bednarkiem udałoby się rzadziej wyciągać piłkę z siatki, jednak z pewnością nie jest tak, że Mrozek prezentuje o kilka klas lepszą grę. Faktem jest, że cała defensywa z bardziej doświadczonym bramkarzem wyglądała lepiej, więc z perspektywy czasu zmiana między słupkami nie okazała się do końca słuszna. Golkiper często poza własnymi interwencjami ma też za zadanie wpływać na linię obrony dając cenne wskazówki i odpowiednio dyrygując ich ustawieniem.
Runda jesienna zaczyna wchodzić w decydującą fazę, najbliższe mecze do ostatniej tegorocznej przerwy reprezentacyjnej mogą dać wiele odpowiedzi na pytania i utwierdzić we własnym przekonaniu optymistów, że jeszcze wiele można osiągnąć lub pesymistów mówiących o przegranym sezonie. Cracovia, Ruch Chorzów i Legia – pierwszych dwóch przeciwników to kluby wyraźnie słabsze, wciąż szukające formy, dodatkowo Niebiescy ewidentnie odstają poziomem od większości stawki i prawdopodobnie do końca rozgrywek będą brać udział w nierównej walce o utrzymanie. 12 listopada Legia może znajdować się w bardzo różnym położeniu. Obecnie zaczyna mieć spore problemy z częstszą niż zwykle rywalizacją i jeśli szybko się nie odkręci, to Lecha podejmie drużyna pogrążona w głębokim kryzysie, znacznie poważniejszym niż w Poznaniu.
Te rezultaty mocno wpłyną na końcowy rozrachunek i mogą uskrzydlić lub wręcz odwrotnie – zadziałają na grudniowy finisz rundy. Pozycja w tabeli jest co najmniej dobra. Z równym rezultatem punktowym stawce przewodzą Jagiellonia oraz Śląsk, które realnie nie będą liczyli się w walce o końcowe miano najlepszej drużyny w kraju. Znajdujący się tuż za nimi Kolejorz po ponad 1/3 rozgrywek ma najlepszą pozycję i według wyliczeń statystyków największe szanse na sukces. Po ubiegłorocznej klęsce w krajowym pucharze w środku następnego tygodnia trzecioligowy Zawisza Bydgoszcz będzie prawdziwym testem mentalnym, czy presja gry z takim rywalem i potencjalne widmo kompromitacji nie doprowadzi do tragedii, bo nikt nie chce sobie wyobrazić, co by się działo przy odpadnięciu z Pucharu Polski z drużyną spoza szczebla centralnego, tym bardziej mając w pamięci nadszarpniętą cierpliwość kibiców z obecnych rozgrywek.
John van den Brom musi znaleźć przyczynę problemów defensywnych i jak najszybciej znaleźć skuteczne rozwiązanie. Nie chodzi o typowe personalne wybory, widać, że problem jest bardziej zbiorowy, może dotyczyć to zagadnień taktycznych, złej wzajemnej komunikacji, ale też sfery mentalnej. Przy sporej części straconych bramek w tym sezonie wygląda to tak, jakby Lechici tracili pełnię koncentracji i przez chwilowe rozprężenie dawali się w zbyt łatwy sposób zaskakiwać. Kilka tygodni temu głośne narzekanie dotyczyło zbyt wolnej kreacji. Obecnie to uległo sporej poprawie, dzięki czemu podbramkowych okazji nie brakuje. Przy dołożeniu przynajmniej częściowo szczelniejszej obrony utworzy się drużyna jak na tylko krajowe podwórko bardzo silna, potrafiąca skutecznie walczyć o dublet i mogąca przynieść swoim sympatykom jeszcze wiele radości.
Mikołaj Duda