Przyczyny wielopoziomowej porażki. Nie tylko trener winny 

W Poznaniu zaczyna się czas rozliczeń. Sezon niezależnie od końcowych wyników i tak przez wielu będzie uznawany za przegrany, jakkolwiek dobre miejsce w tabeli będzie spowodowane tylko równie słabą formą przeciwników. Nic nie dzieje się przez przypadek i tak samo jest w Lechu. Na obecny stan rzeczy wpłynęło wiele błędnych decyzji na różnych płaszczyznach i szczeblach.

Na górze sukces finansowy. Gdzie w tym są sportowe ambicje?

Lech jest najlepiej zarządzanym klubem w Polsce. Jako jeden z nielicznych nie ma długów, co przeradza się w pozytywny bilans finansowy. Jest wzorem do naśladowania dla innych prezesów, którzy często sami przyznają, że chcą zastosować u siebie rozwiązania z Kolejorza. Problem pojawia się, gdy zamiast zarządzania tabelkami trzeba zająć się prawdziwymi wyzwaniami sportowymi. Piłkarzom stworzono warunki na wysokim, europejskim poziomie, tylko że nie zostali sprowadzeni odpowiedni wykonawcy lub niektórzy będący na miejscu nie zostali jeszcze pożegnani.

W gruncie rzeczy siłę obecnego Lecha wciąż stanowią tylko zawodnicy mający na koncie mistrzostwo Polski zdobyte w jubileuszowym sezonie. Po odejściu Macieja Skorży nie został ściągnięty żaden gracz, który obecnie byłby gwiazdą drużyny i ulubieńcem kibiców. Większość z nich to kompletne wtopy transferowe, jak Artur Rudko czy Elias Andersson. Reszta to co najwyżej cenne uzupełnienia do rotacji, które wciąż nie pokazały swojego potencjału. 

Tysiące występów w Lechu. Atut czy problem?

– Jakuba Kamińskiego zastąpił Kristoffer Velde 

– w rolę Dawida Kownackiego miał wcielić się Afonso Sousa 

– Michała Skórasia wymieniono na Aliego Gholizadeha i Dino Hoticia

– lukę na obronie po Lubomirze Satce miał załatać Miha Blazic 

– Elias Andersson miał zrekompensować stratę Pedro Rebocho 

Tak w ostatnim czasie łatane były dziury po najistotniejszych graczach. Tylko Kristoffer Velde, który w klubie pojawił się pół roku szybciej, godnie zastąpił swojego poprzednika. Trzeba przyznać, że obecne zarządzanie kadrą wpisuje się w głoszone hasło o stabilności i utrzymaniu przez dłuższy czas tych samych zawodników. Wielu z nich ma kilkadziesiąt lub nawet przekroczone 100 występów w niebiesko-białych barwach. To też w połączeniu z błędami transferowymi zaczyna stanowić problem. 

Trener Skorża zawsze powtarzał, że drużynie potrzebna jest świeża krew, a tego w Lechu brakuje. Zawodnicy grając przez tyle czasu w praktycznie tym samym gronie nie mają aż tak dużego zapału do rywalizacji i walki. Nowe twarze zawsze wzmagają chęć cięższej walki o każdą piłkę na treningach, co pozytywnie przekłada się na mecze. Jak pisaliśmy po porażce w Trnavie, brak krajowego sukcesu będzie musiał oznaczać rewolucję i budowanie wszystkiego niemal od nowa. 

Drużyna mimo bardzo dużego potencjału piłkarskiego w obecnym kształcie nie jest w stanie wzmóc się na poprzednio reprezentowany wysoki poziom. Potrzeba mocniej „przewietrzyć” szatnie, a pion sportowy musi sprowadzić nowych zawodników, którzy wreszcie staną się nowymi gwiazdami polskich boisk.

Zwolniony van den Brom. Zatrudniony Rumak. Jak zarządzać fotelem trenera?

O ile do słuszności zwolnienia Johna van den Broma po nieudanej rundzie nie było większych zastrzeżeń, o tyle wybór jego następcy wzbudził spore kontrowersje, szczególnie u osób pamiętających jego poprzednią przygodę w Poznaniu czy prowadzenie innych polskich zespołów. Wybrana została opcja budżetowa i tymczasowa. Oczywiście, w grudniu przed startem jakichkolwiek zmagań nie można było trenera Rumaka skreślać, bo przez tyle czasu naturalnie powinien nabrać doświadczenia i istniała szansa, że krótkofalowo będzie skutecznym rozwiązaniem problemu. 

Jak pokazały następne miesiące, ten wybór okazał się dużym błędem. Entuzjazm wystarczył zaledwie na 2 spotkania, a później było już tylko gorzej. Zaczęła objawiać się tragiczna gra większości drużyny indywidualnie jak i całościowo. Fani szybko zostali zmuszeni do porzucenia marzeń o krajowym pucharze, a w Ekstraklasie zaczęło się regularne tracenie kolejnych punktów i słynna już niemożność strzelecka, która potrwała ponad pół tysiąca minut. Względnie niewielka strata do czołówki nie jest utrzymywana dzięki regularnym zwycięstwom, tylko przez równie słabą formę innych kandydatów do tytułu. Co ciekawe, zmiana na fotelu trenera pogorszyła bilans punktów na mecz. Lechici na jesień średnio punktowali więcej niż podczas rundy wiosennej.

Jednym z powodów tak słabej powszechnej opinii wobec Mariusza Rumaka jest też jego duża pewność siebie w kryzysowych momentach przeradzająca się w niezbyt przyjemne nerwowe i aroganckie postawy. Po raz kolejny gorąco w mediach zrobiło się ostatnio za sprawą wypowiedzi przed meczem z Puszczą. Szkoleniowiec stwierdził, że skuteczność stałych fragmentów gry rywala bierze się tylko ze szczęścia i tworzonego chaosu. 

Takie deprecjonowanie elementu dopracowanego przez Tomasza Tułacza niemal do perfekcji szybko zemściło się na stadionie w Krakowie przy okazji unikatowego rozegrania rzutu wolnego zamienionego na gola przez Artura Craciuna. To tylko jedna z kilku „ciekawych” odpowiedzi trenera na trudniejsze niż zazwyczaj pytania.

To koniec. Dalsze tracenie czasu może okazać się niezwykle kosztowne 

46-latkowi nie można było odmówić zaangażowania i wiary w postawiony przed nim cel. Zapał do pracy w początkowych etapach był aż nadto widoczny i trener wyglądał dokładnie tak, jak człowiek, przed którym stoi największa zawodowa szansa. Na pewno nie był z tych, co tylko sprawdzali stan konta i patrzyli, jak najmniejszym kosztem utrzymać stanowisko, jednak doskonale widać, że z tego połączenia już nic dobrego nie będzie. 

Mariusz Rumak wydaje się być całkowicie zrezygnowany, co nietrudno było zauważyć po pojedynku z absolutnym beniaminkiem. Tkwienie w takim układzie to już marnotrawienie czasu, bo kolejne straty punktów mogą okazać się bardzo bolesne i kosztowne dla władz, gdy uświadomią sobie ile euro stracili przez brak prawa startu w pucharach.

Przed kluczowymi decyzjami. Co przyniesie przyszłość?

Przegrany sezon ma wiele twarzy. Zarząd podjął złe decyzje w sprawie budowania kadry, piłkarzom nieraz zabrakło walki na 100 procent, a bez winy nie są też obydwaj szkoleniowcy. Potwierdzają się słowa z poprzednich miesięcy, kiedy było mówione, że brak sukcesu to koniec drużyny w dotychczasowym kształcie. Bez większych zmian ciężko będzie zbudować coś dającego dobre wyniki w następnych sezonach. Konieczne jest nowe otwarcie. Nowy trener, nowi zawodnicy, nowe nadzieje kibiców. Tylko czy zarząd będzie do tego zdolny?

Mikołaj Duda 

Udostępnij:

Podobne

Koniec roku weryfikuje oczekiwania

Miało być przepięknie. Prezentujący atrakcyjny, ofensywny futbol Lech wypracowałby w tym roku przewagę nad największymi ligowymi rywalami i wiosną pewnie zmierzał po mistrzostwo, by potem

Niech nas znów zaskoczą. Byle pozytywnie

Niewiele brakowało, by Lech nie poniósł konsekwencji ubiegłotygodniowej niespodziewanej obniżki formy. Spośród jego największych konkurentów w walce o mistrzostwo tylko Raków odniósł zwycięstwo, w charakterystyczny